sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 1 ,,Hey Angel"

***

***

- Szybciej, ile można kupować kawę? – jęczy moja przyjaciółka Annie.
- Dobra – fukam – Poproszę zieloną herbatę mrożoną bez cukru – zwracam się do kasjerki w starbucksie, na co moja towarzyszka przewraca oczami.
- Kawa by ci się przydała – zauważa – prowadzisz masakryczny tryb życia. Ja bym wykitowała już dawno temu na twoim miejscu.
         Uśmiecham się blado. Chodzę do katolickiej szkoły, gdzie zajęcia „dodatkowe” są obowiązkowe, ponadto po szkole uczęszczam na treningi karate lub kurs z niemieckiego. W weekendy mam lekcje gry na pianinie i zajęcia z rysunku.
- Kwestia przyzwyczajenia – wzruszam ramionami – jestem pewna, że bez takiej organizacji dnia byłoby mi teraz ciężko funkcjonować, nie wiedziałabym co zrobić z czasem.
- Zbierajmy się, pracusiu. Chcę kupić tę płytę zanim powiesz ,,muszę lecieć” i znów cię gdzieś wywieje – zaczyna ciągnąć mnie do wyjścia.
- Oh, poczekaj… Mam sms od mojego instruktora pianina – mruczę stawiając torbę na krześle.
- Jasne, będę na dworze – wyrzuca ręce w górę  Annie.
         Ze zmarszczonymi brwiami wpatruję się w ekran telefonu, odpisując na wiadomość. Zerkam przez szybę. Ann spokojnie pali papierosa, tak jak zwykle w wolnej chwili. Wzdycham i wracam do telefonu. Ignoruję gościa, który siedzi przy stoliku nieopodal i gapi się na mnie. Nie, on wręcz  mnie przewierca wzrokiem.
         Rezygnuję z odpisywania i wybieram numer do mojego nauczyciela. Po kilku minutach mam ustalony nowy rozkład zajęć z gry. Wkurzona wrzucam telefon do torby. Instruktor wyjeżdża na dwa tygodnie, a ja nie znoszę kiedy coś mi się zmienia w planie dnia.
         Szybko chwytam torbę i gwałtownie się obracam przez co wpadam na jakiegoś chłopaka. Spod kaptura wymykają się kosmyki czarnych jak smoła włosów, a niebieskie tęczówki oczu zdawały się rozjaśnić na mój widok.
- Przepraszam – mruczę i rumienię się przez własną niezdarność.
- Nie szkodzi – odpowiada. Ma niski, głęboki głos z lekką chrypą jaką mają nałogowi palacze. Mierzy mnie wzrokiem, a ja ze skrępowaniem obdarzam go ostatnim spojrzeniem i odchodzę. To on gapił się na mnie wcześniej przy stoliku. Co to za zboczeniec? Dobrze, że umiem się bronić, błogosławię moje lekcje sztuk walki.
         Wychodzę przed kawiarnię i łapię Annie.
- Co tak długo? – uniosła brwi dziewczyna – Z nudów wypaliłam już prawie całą paczkę. Chcesz żeby twoja przyjaciółka miała raka płuc? – złapała się za serce.
- Nie, nie, przepraszam – mówię szybko i macham rękami – Wpadłam na jakiegoś gościa. Gapił się na mnie tak… dziwnie. – przechodzi mnie dreszcz na samo wspomnienie.
- Przystojny? – porusza brwiami Ann.
         Zaczynamy iść w stronę galerii handlowej.
- Był raczej w twoim typie. – odgarniam złote blond włosy za ucho – Miał czarne, farbowane włosy, ciężkie, wojskowe buty, czarny ubiór, na szyi jakieś wisiorki, chyba nawet różaniec – przy tym ostatnim prawie prycham. Wątpię by ten satanista był wierzącym katolikiem.
         Gdy kończę go opisywać, Annie gwiżdże z aprobatą.
- I ty zostawiasz tam takie ciacho? – szczerzy się w uśmiechu.
- Miał interesujący kolor oczu. Taki… jak niebo albo ocean – pogrążam się w myślach.
         Ann wachluje się dłońmi przed twarzą, mówiąc bezgłośnie ,,hot!”.
- Ale na powiekach miał czarny tusz – krzywię się.
- Mogłaś mnie zawołać – oburza się moja przyjaciółka i roztrzepuje swoje kruczoczarne włosy.
- Kupimy tę twoją płytę i możemy tu wrócić, może będzie tu jeszcze – mówię lekko.
- Tak, będzie tam czekał na ciebie – śmieje się Ann, a ja uderzam ją delikatnie w ramię.
         Po kilku minutach wchodzimy do centrum handlowego i kierujemy się na górę do sklepu z płytami.
- Czego szukamy tak w ogóle? – pytam przesuwając opuszkami palców po kompaktach moich ulubionych Gunsów i Lany del Rey.
- Black veil Brides – słyszę głos Annie zajętej przetrząsaniem półek. – Wiesz, mroczni faceci, płomienie na okładce…
 - Coś co uwielbiasz – wzdycham z rezygnacją i zabieram się do poszukiwań. 
         Idę wzdłuż regału wodząc wzrokiem po półkach aż mój wzrok napotyka czubki wojskowych butów na posadzce. Unoszę głowę i zamieram. To ten gość z kawiarni.
- Przepraszam, ale czy pan mnie śledzi? – pytam go zakładając ręce na piersiach i cofając się o krok, gdy już trochę ochłonęłam.
         On zaś uśmiecha się i przekrzywia głowę. Dostrzegam, że ma kolczyk w wardze, a jego oczy znów rozbłysły.
- Szczerze? Tak. – odpowiada, a mnie zmroziło.
- S-słucham? – jąkam się, zapewne blada jak ściana. Dobrze, że nie jesteśmy na jakimś pustkowiu tylko wśród ludzi.
- Mam dla ciebie propozycję. Casting do pewnego teledysku – zaczyna – sądzę, że nadawałabyś się idealnie.
         Wciąż świdruje mnie spojrzeniem, a ja patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami wzrokiem spłoszonego jelonka.
- Uhm… Jaki teledysk? – pytam ostrożnie – I jakiego zespołu?
- Podaj swój numer i e-mail, wyślemy ci szczegóły. Proszę, tu jest wizytówka – podaje mi małą karteczkę.
         Mój wzrok pada na znajomą nazwę zespołu. Uśmiecham się pod nosem.
- Znalazłam! – krzyczy Ann zachodząc mnie od tyłu, a ja piszczę cicho zaskoczona. Słyszę pomruk szatyna, który z rozbawieniem się nam przygląda.
- Nie przedstawisz…? – zaczyna dziewczyna, ale nagle jej oczy się rozszerzają – Andy Biersack? – prawie piszczy.
- Oto i ja – rozkłada ręce chłopak, uśmiechając się.
         Ann patrzy to na niego to na swoją świeżo kupioną płytę w rękach.
- Podpiszesz mi się na niej? – robi maślane oczka do Andy’ego.
         Chłopak przytakuje i składa zamaszysty podpis markerem na okładce. Zaraz po tym mówi do mnie:
- Zastanowiłaś się już? Naprawdę nadajesz się idealnie, byłabyś prawdziwą perełką na tym castingu – w jego oczach pojawia się dziwny błysk.
- Sama nie wiem – waham się zakładając włosy za ucho i spoglądając w bok.
- Zgadza się – wtrąca Annie. Chwyta kartkę i skrobie na niej mój numer telefonu i adres email. – Przyjdzie na ten casting – zapewnia.
- Ej! – protestuję.
- Dzięki – Andy obdarza moją przyjaciółkę pięknym uśmiechem – Odezwiemy się do ciebie – mówi i puszcza mi oczko na odchodnym.
         Przez kilka chwil stoimy jak skamieniałe wpatrując się w miejsce w które odszedł.
- Czemu to zrobiłaś? – wybucham.
- To był Andy Biersack! – odpowiada z podekscytowaniem Ann – ANDY z Black veil Brides! Czy ty wiesz ile ja bym dała żeby być na twoim miejscu? Kurwa mać! – jej oczy świecą szaleństwem – Dobra, zaciągnę cię na ten casting chociażby siłą, nie masz wyboru.
- Nie chcę iść na ten głupi casting – burczę – Nie mam na to czasu…
- Nie, czekaj, pomyśl nad tym… - zatrzymuje mnie Annie – Może akurat masz taką urodę że zasłynęłabyś w świecie gwiazd? Może w ten sposób zostaniesz zauważona? Może to twoja szansa od losu? Dziś teledysk a jutro całe Hollywood?
- Marzenia.. – moja przyjaciółka ma niebywałą fantazję – Poza tym… Nie chcę być umalowana jak jakiś diabeł – krzywię się wskazując na okładkę jej płyty ,,Set the Word on Fire”.
- Nie wiesz jak cię ucharakteryzują. Co ci szkodzi pójść tam i się dowiedzieć? No i zarobisz na tym na pewno niezłą kasę… To też plus – szczerzy się.

- Pomyślę nad tym – oznajmiam, zagryzając usta. Wrzucam karteczkę zespołu  na samo dno torebki. 
***
Każdy komentarz to szybsza szansa na nowy rozdział.
Będę wdzięczna za słowa krytyki, radę, pozytywne i negatywne komentarze 

2 komentarze:

  1. Podoba mi się twój styl pisania i opowiadanie zaczyna się ciekawie :D
    informuj mnie o nowych rozdziałach, jeżeli możesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ^^ Rozdziały będą się pojawiać jakoś co tydzień

      Usuń