***
***
- Szybciej,
ile można kupować kawę? – jęczy moja przyjaciółka Annie.
- Dobra –
fukam – Poproszę zieloną herbatę mrożoną bez cukru – zwracam się do kasjerki w
starbucksie, na co moja towarzyszka przewraca oczami.
- Kawa by ci
się przydała – zauważa – prowadzisz masakryczny tryb życia. Ja bym wykitowała
już dawno temu na twoim miejscu.
Uśmiecham się blado. Chodzę do
katolickiej szkoły, gdzie zajęcia „dodatkowe” są obowiązkowe, ponadto po szkole
uczęszczam na treningi karate lub kurs z niemieckiego. W weekendy mam lekcje
gry na pianinie i zajęcia z rysunku.
- Kwestia
przyzwyczajenia – wzruszam ramionami – jestem pewna, że bez takiej organizacji
dnia byłoby mi teraz ciężko funkcjonować, nie wiedziałabym co zrobić z czasem.
- Zbierajmy
się, pracusiu. Chcę kupić tę płytę zanim powiesz ,,muszę lecieć” i znów cię
gdzieś wywieje – zaczyna ciągnąć mnie do wyjścia.
- Oh,
poczekaj… Mam sms od mojego instruktora pianina – mruczę stawiając torbę na
krześle.
- Jasne, będę
na dworze – wyrzuca ręce w górę Annie.
Ze zmarszczonymi brwiami wpatruję się w
ekran telefonu, odpisując na wiadomość. Zerkam przez szybę. Ann spokojnie pali
papierosa, tak jak zwykle w wolnej chwili. Wzdycham i wracam do telefonu.
Ignoruję gościa, który siedzi przy stoliku nieopodal i gapi się na mnie. Nie,
on wręcz mnie przewierca wzrokiem.
Rezygnuję z odpisywania i wybieram
numer do mojego nauczyciela. Po kilku minutach mam ustalony nowy rozkład zajęć
z gry. Wkurzona wrzucam telefon do torby. Instruktor wyjeżdża na dwa tygodnie,
a ja nie znoszę kiedy coś mi się zmienia w planie dnia.
Szybko chwytam torbę i gwałtownie się
obracam przez co wpadam na jakiegoś chłopaka. Spod kaptura wymykają się kosmyki
czarnych jak smoła włosów, a niebieskie tęczówki oczu zdawały się rozjaśnić na
mój widok.
- Przepraszam
– mruczę i rumienię się przez własną niezdarność.
- Nie szkodzi
– odpowiada. Ma niski, głęboki głos z lekką chrypą jaką mają nałogowi palacze.
Mierzy mnie wzrokiem, a ja ze skrępowaniem obdarzam go ostatnim spojrzeniem i
odchodzę. To on gapił się na mnie wcześniej przy stoliku. Co to za zboczeniec?
Dobrze, że umiem się bronić, błogosławię moje lekcje sztuk walki.
Wychodzę przed kawiarnię i łapię Annie.
- Co tak
długo? – uniosła brwi dziewczyna – Z nudów wypaliłam już prawie całą paczkę.
Chcesz żeby twoja przyjaciółka miała raka płuc? – złapała się za serce.
- Nie, nie,
przepraszam – mówię szybko i macham rękami – Wpadłam na jakiegoś gościa. Gapił
się na mnie tak… dziwnie. – przechodzi mnie dreszcz na samo wspomnienie.
- Przystojny?
– porusza brwiami Ann.
Zaczynamy iść w stronę galerii
handlowej.
- Był raczej w
twoim typie. – odgarniam złote blond włosy za ucho – Miał czarne, farbowane
włosy, ciężkie, wojskowe buty, czarny ubiór, na szyi jakieś wisiorki, chyba
nawet różaniec – przy tym ostatnim prawie prycham. Wątpię by ten satanista był
wierzącym katolikiem.
Gdy kończę go opisywać, Annie gwiżdże z
aprobatą.
- I ty
zostawiasz tam takie ciacho? – szczerzy się w uśmiechu.
- Miał
interesujący kolor oczu. Taki… jak niebo albo ocean – pogrążam się w myślach.
Ann wachluje się dłońmi przed twarzą,
mówiąc bezgłośnie ,,hot!”.
- Ale na
powiekach miał czarny tusz – krzywię się.
- Mogłaś mnie
zawołać – oburza się moja przyjaciółka i roztrzepuje swoje kruczoczarne włosy.
- Kupimy tę
twoją płytę i możemy tu wrócić, może będzie tu jeszcze – mówię lekko.
- Tak, będzie
tam czekał na ciebie – śmieje się Ann, a ja uderzam ją delikatnie w ramię.
Po kilku minutach wchodzimy do centrum
handlowego i kierujemy się na górę do sklepu z płytami.
- Czego
szukamy tak w ogóle? – pytam przesuwając opuszkami palców po kompaktach moich
ulubionych Gunsów i Lany del Rey.
- Black veil
Brides – słyszę głos Annie zajętej przetrząsaniem półek. – Wiesz, mroczni
faceci, płomienie na okładce…
- Coś co uwielbiasz – wzdycham z rezygnacją i
zabieram się do poszukiwań.
Idę wzdłuż regału wodząc wzrokiem po
półkach aż mój wzrok napotyka czubki wojskowych butów na posadzce. Unoszę głowę
i zamieram. To ten gość z kawiarni.
- Przepraszam,
ale czy pan mnie śledzi? – pytam go zakładając ręce na piersiach i cofając się
o krok, gdy już trochę ochłonęłam.
On zaś uśmiecha się i przekrzywia
głowę. Dostrzegam, że ma kolczyk w wardze, a jego oczy znów rozbłysły.
- Szczerze?
Tak. – odpowiada, a mnie zmroziło.
- S-słucham? –
jąkam się, zapewne blada jak ściana. Dobrze, że nie jesteśmy na jakimś
pustkowiu tylko wśród ludzi.
- Mam dla
ciebie propozycję. Casting do pewnego teledysku – zaczyna – sądzę, że
nadawałabyś się idealnie.
Wciąż świdruje mnie spojrzeniem, a ja
patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami wzrokiem spłoszonego jelonka.
- Uhm… Jaki
teledysk? – pytam ostrożnie – I jakiego zespołu?
- Podaj swój
numer i e-mail, wyślemy ci szczegóły. Proszę, tu jest wizytówka – podaje mi
małą karteczkę.
Mój wzrok pada na znajomą nazwę
zespołu. Uśmiecham się pod nosem.
- Znalazłam! –
krzyczy Ann zachodząc mnie od tyłu, a ja piszczę cicho zaskoczona. Słyszę
pomruk szatyna, który z rozbawieniem się nam przygląda.
- Nie
przedstawisz…? – zaczyna dziewczyna, ale nagle jej oczy się rozszerzają – Andy
Biersack? – prawie piszczy.
- Oto i ja –
rozkłada ręce chłopak, uśmiechając się.
Ann patrzy to na niego to na swoją
świeżo kupioną płytę w rękach.
- Podpiszesz
mi się na niej? – robi maślane oczka do Andy’ego.
Chłopak przytakuje i składa zamaszysty
podpis markerem na okładce. Zaraz po tym mówi do mnie:
- Zastanowiłaś
się już? Naprawdę nadajesz się idealnie, byłabyś prawdziwą perełką na tym
castingu – w jego oczach pojawia się dziwny błysk.
- Sama nie
wiem – waham się zakładając włosy za ucho i spoglądając w bok.
- Zgadza się –
wtrąca Annie. Chwyta kartkę i skrobie na niej mój numer telefonu i adres email.
– Przyjdzie na ten casting – zapewnia.
- Ej! –
protestuję.
- Dzięki –
Andy obdarza moją przyjaciółkę pięknym uśmiechem – Odezwiemy się do ciebie –
mówi i puszcza mi oczko na odchodnym.
Przez kilka chwil stoimy jak
skamieniałe wpatrując się w miejsce w które odszedł.
- Czemu to
zrobiłaś? – wybucham.
- To był Andy
Biersack! – odpowiada z podekscytowaniem Ann – ANDY z Black veil Brides! Czy ty
wiesz ile ja bym dała żeby być na twoim miejscu? Kurwa mać! – jej oczy świecą
szaleństwem – Dobra, zaciągnę cię na ten casting chociażby siłą, nie masz
wyboru.
- Nie chcę iść
na ten głupi casting – burczę – Nie mam na to czasu…
- Nie, czekaj,
pomyśl nad tym… - zatrzymuje mnie Annie – Może akurat masz taką urodę że
zasłynęłabyś w świecie gwiazd? Może w ten sposób zostaniesz zauważona? Może to
twoja szansa od losu? Dziś teledysk a jutro całe Hollywood?
- Marzenia.. –
moja przyjaciółka ma niebywałą fantazję – Poza tym… Nie chcę być umalowana jak
jakiś diabeł – krzywię się wskazując na okładkę jej płyty ,,Set the Word on
Fire”.
- Nie wiesz
jak cię ucharakteryzują. Co ci szkodzi pójść tam i się dowiedzieć? No i
zarobisz na tym na pewno niezłą kasę… To też plus – szczerzy się.
- Pomyślę nad
tym – oznajmiam, zagryzając usta. Wrzucam karteczkę zespołu na samo dno torebki.
***
Każdy komentarz to szybsza szansa na nowy rozdział.
Będę wdzięczna za słowa krytyki, radę, pozytywne i negatywne komentarze
Każdy komentarz to szybsza szansa na nowy rozdział.
Będę wdzięczna za słowa krytyki, radę, pozytywne i negatywne komentarze
Podoba mi się twój styl pisania i opowiadanie zaczyna się ciekawie :D
OdpowiedzUsuńinformuj mnie o nowych rozdziałach, jeżeli możesz :)
Dzięki ^^ Rozdziały będą się pojawiać jakoś co tydzień
Usuń