niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 3 ,,Wolves"

   


      Budzę się wcześnie rano tuż przed budzikiem. Przeciągam się i otwieram okno, by wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Ogarniam się nieco w łazience, a potem rozkładam matę do jogi. Ze względu na casting nie idę na poranne zajęcia. Zaczynają się dziś o 11, a pod studiem muszę być o 11:30.
         Kiedy kończę poranny rytuał ćwiczeń, schodzę na dół i przygotowuję w kuchni owocowe smoothie na śniadanie. Wypełniając wszystkie poranne przyzwyczajenia, dzwonię do Ann by ustalić szczegóły dzisiejszej jazdy.
- Kurna kobieto, przecież jeszcze jest noc. – jęczy zaspana w telefon Annie.
- Jest 10 – zauważam – bądź u mnie o 11. Kiedy dojedziemy na miejsce będzie 11:30. Chcę być przed czasem, muszę mieć pewność, że się nie spóźnimy.
- Zapomniałam jakiego świra masz na punkcie bycia odpowiedzialną – mogę sobie wyobrazić jak przewraca oczami. – Zaraz będę – mówi i się rozłącza.
         Czekając na Ann, sprzątam swój pokój, który jak zwykle jest czysty i uporządkowany. Ubieram się w białą koszulę i spódnicę w kratę od mundurku. Co jak co, ale zamierzam wrócić przynajmniej na ostatnią lekcję. Krawat i marynarkę starannie składam i wkładam do torby. Postanawiam, że rajstopy włożę już w szkole, jest na nie dziś zbyt ciepło, mimo jesieni. Spódnica sięga prawie kolan, zakrywa więc wszystko co powinna. Nie maluję się, przejeżdżam tylko bezbarwnym pudrem po twarzy. Rozczesuję swoje złote blond włosy i decyduję się zostawić je rozpuszczone.
         Patrząc na siebie w lustrze zauważam, że mam wielkiego siniaka na prawej nodze po wczorajszym treningu. W takim stanie zastaje mnie Annie.
- Gotowa? – pyta, wydmuchując balon z gumy do żucia.
- Nie wiem czy założyć rajstopy. To nie będzie stosowne jeśli pokażę się tam z obitymi nogami.. – zaciskam usta.
- Daj spokój, to ludzka rzecz, idziemy – ciągnie mnie na dół – To, że masz kolorowe nogi nie oznacza od razu, że jesteś ofiarą przemocy domowej.
         Kiwam głową, przyznając jej rację. Mimo to źle się czuję, że producenci zobaczą mnie w takim stanie. Dobrze, że nie ma w domu mojej mamy. Kazałaby mi to od razu zakryć oraz uczesać włosy, by odsłonić twarz. Zawsze pilnowała bym miała idealną fryzurę, paznokcie i skórę oraz wyprasowane, nie pogniecione ubrania i pedantyczny porządek wokół siebie. W większości przypadków przyznawałam jej rację – trzeba prezentować się jak najlepiej.
         Łapię z Ann autobus do centrum i po 15 minutach jesteśmy na miejscu. Wstępujemy po kawę dla Annie, bo zawodzi i jęczy, że wygląda jak zombie i bez niej nie pokaże się chłopakom na oczy. Chwilę zajmuje nam znalezienie budynku studio, lecz pod prawidłowymi drzwiami stajemy około 11:30, tak jak zaplanowałam.
         Po wejściu do środka, pytamy w recepcji gdzie mamy się kierować, a po kilku instrukcjach dochodzimy do właściwej części budynku. Tam wręczają nam kwestionariusze, które szybko wypełniamy i oddajemy elegancko ubranej kobiecie.
         Na korytarzu siedzi mnóstwo osób, większość jest ubrana na czarno z rozczochranymi ciemnymi włosami jak u Ann, a część przypomina modelki. Te wodzą znudzonym wzrokiem po ludziach i rozmawiają między sobą z telefonami w rękach.
         Po kilku minutach drzwi się otwierają, a jakiś facet mówi:
- Dziewczyny, zapraszam.
         Te przypominające modelki wstają i powiewając długimi włosami znikają za drzwiami. Facet kiwa na mnie palcem, a ja również natychmiast się podnoszę z miejsca i wygładzam spódniczkę.
- Tylko kandydatki do roli Angel – zastrzega mierząc wzrokiem Annie, która również wstaje z krzesła.
- W porządku, ona jest tylko osobą towarzyszącą, nie kandyduje…  - mówię pospiesznie.
         Facet wzdycha i nas przepuszcza, a ja oddycham z ulgą.
         Wchodzimy do jakiegoś przedpokoju. Dziewczyny już się pousadzały na krzesłach, a my stoimy na środku pomieszczenia jak dwie sieroty boskie.
         Wtem ktoś zaklął.
- Kurwa Ashley, nie, nie możesz POCIESZYĆ pozostałych.
- Ale dlaczego? Będzie im taaaak przykro…
- Zostaw go, niech sobie robi co chce, ja wychodzę.
         Drzwi po prawej stronie nagle się szeroko otwierają, tak, że prawie nimi obrywam, ale w ostatniej chwili odskakuję. Słyszę kolejne przekleństwa.
- Cholera jasna.
         Unoszę wzrok i widzę Andy’ego mierzącego mnie spojrzeniem. Na jego usta wkrada się uśmieszek. Nie ma już kaptura na głowie, mogę więc zobaczyć jego długie nastroszone czarne włosy. Dostrzegam, że w dłoni trzyma zapalonego papierosa. Powstrzymuję się od komentarza, tylko lekko wykrzywiam usta.
- Widzę, że jesteś zdecydowana, Aniele skoro przyszłaś przed czasem. – mówi. Dopiero później dowiedziałam się, że zwykle zaczynają przed czasem i w ten sposób naturalnie wykreślają osoby, które się spóźniają. Te co przyszły wcześniej liczą się dla nich bardziej, bo wiedzą wtedy, że im zależy.
         Andy unosi papierosa do ust i mocno się zaciąga. Wtedy drugi chłopak pojawia się przy drzwiach i opiera o framugę. Ma czarne włosy i lekko Azjatyckie lub Indiańskie rysy twarzy.
- To ta twoja? – pyta, przesuwając po mnie wzrokiem.
- Moja – potwierdza Andy – Więc łapy precz, Ashley.
- Niczyja – wydostaje się z moich ust. Ich rozmowa zaczyna mnie irytować.
- Za niedługo formalnie nasza – odpowiada Ashley, na co niebieskooki go szturcha z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i wypycha za ścianę.
- Kto cię pobił? – wypuszcza dym z płuc i dłonią z papierosem wskazuje na moje nogi. Na mojej twarzy pojawia się grymas, gdy rozganiam chmurę trującego gazu. Andy uśmiecha się krzywo na moją reakcję.
- Nikt, to pamiątka z karate – powstrzymuję się od kaszlu, bo małe pomieszczenie jest już nieźle zadymione.
         Zza ściany wyłania się głowa Asha.
- I umie się bronić, Andy uważaj – śmieje się i z powrotem znika w garderobie.
         Andy wzrusza ramionami i podchodzi do stolika przy którym siedzą dziewczyny. Gasi papierosa w ich popielniczce, obejmuje dwie z nich i coś do nich mówi, na co chichoczą jak idiotki. Odwracam się ku Annie, ale nigdzie jej nie widzę. Dociera do mnie jej głos z garderoby – w najlepsze zaprzyjaźnia się z resztą ekipy. No tak, są ulepieni z tej samej gliny, tylko ja tu nie pasuję. Chcę już gdzieś usiąść, a najlepiej wyjść stąd.
         Nagle pojawia się obok mnie jakiś czarnowłosy chłopak.
- Jesteś Katy, prawda? – pyta, a ja potwierdzam – Andy opowiadał nam o tobie. Widzę teraz, że to przesłuchanie to będzie dla ciebie tylko formalność. – puszcza mi oczko i odchodzi.
         Słucham? Jeszcze nawet mnie nie sprawdzili, a już mówią, że ,,mam” te rolę? Denerwuję się nieco. Uspokajam dopiero, gdy widzę z powrotem moją przyjaciółkę.
         Ashley wychodzi z garderoby i mówi głośno:
- Zaraz zaczynamy, będziecie wchodzić pojedynczo do pokoju po lewej, a my ocenimy czy się nadajecie. Ustalcie kolejność.
         Już chcę usiąść na najbliższym krześle, ale Andy chwyta mnie za przedramię. Długie palce zaciskają się na mojej mlecznobiałej skórze. Szarpię się, bo nie chcę żeby mnie dotykał.
- Ty idziesz  na końcu, Aniele – mówi cicho, puszcza mnie i znika za drzwiami pokoju przesłuchań z resztą ekipy.   
         Marszczę brwi, ale ustawiam się za jakąś tlenioną blondynką. Parę dziewczyn zerka na mnie i ewidentnie się z czegoś śmieją. Posyłam im karcące spojrzenie. Zaczynają mnie denerwować. A mogłam siedzieć na literaturze i słuchać Pana M.
- Przespałaś się z nim, że masz już rolę w kieszeni? – pyta jedna.
- Co? Nie! – protestuję przerażona. Sama myśl o tym sprawia, że żołądek związuje mi się w supeł.
- Może nie z nim tylko z NIMI – prostuje brunetka. Cała grupka patrzy na mnie jak na karalucha. Nie uwierzą mi, gdy zaprzeczę. Wzdycham z rezygnacją, mam ochotę stąd wyjść i zapomnieć, że w ogóle tutaj przyszłam. Ich słowa bolą.
         Wtedy odzywa się Annie:
- A co? Zazdrościsz? Sama byś chciała się z nimi przespać, a oni, biedactwo, nie chcieli z tobą?
- Stul pysk zdziro… - syczy blondynka.
- Bo co? Twoja wytapetowana morda mnie do tego zmusi? – prycha Ann i patrzy na nią z wyższością. Czasem chciałabym mieć tak cięty język jak ona.
         Dziewczyna wydaje z siebie pełen wściekłości pisk i już chce się rzucić na  moją przyjaciółkę, gdy drzwi do pokoju przesłuchań otwierają się i staje w nich chłopak z bandaną na czole i dłuższymi prostymi włosami. To chyba jest Christian, ich perkusista.
         Chłopak unosi brwi, patrząc z rozbawieniem na miotające złością oczy obu dziewczyn.
- Nieźle – rzuca do mojej przyjaciółki, puszczając jej oczko – A tobie już dziękujemy. Szukamy Anioła, a nie Diabła.
         Blondyna wydaje z siebie pełen irytacji pisk i wychodzi ze studia trzaskając drzwiami.
- Następna – komunikuje CC, a z krzesła podnosi się wysoka brunetka. Perkusista przepuszcza ją w drzwiach i posyła mi krótkie spojrzenie. Mam wrażenie jakby mnie oceniał. Czuję się naprawdę dziwnie.
         Po kilku osobach w końcu nadchodzi moja kolej. Widziałam jak dziewczyny wychodziły stamtąd trzaskając drzwiami, z płaczem, ze złością…Tylko jedna wyszła zadowolona i usiadła obok drzwi. Ma falowane blond włosy i tatuaże na ciele. Czy kandydatki do tej roli nie powinny być… nie wymalowane? Może jednak zmienili zdanie w stosunku do mnie? Może znaleźli kogoś lepszego i jest nią ta dziewczyna?
         Biorę głęboki wdech, powtarzam sobie, że to tylko przesłuchanie. To tak jak egzamin lub recital z pianina, dam radę. Otwieram drzwi i wchodzę do pokoju, gdzie czeka na mnie ostrzał spojrzeń pięciu członków zespołu.
- Oto i ona! Nasza nowa Angel – słyszę na wejściu.   
         Mrugam zaskoczona. Czuję szok i… ulgę? Karcę siebie za to, że cieszę się, że nie zmienili zdania w stosunku do mnie.
- Katherine Ross, zgadza się? – przerzuca papiery.. Jake? Imiona wyparowały mi z głowy.
         Potwierdzam, a oni zaczynają na mnie patrzeć jak archeolog na obiekt w muzeum.
- Typowa dziewczyna z katolickiej szkoły – ocenia Ashley, przerywając ciszę.
- Mówiłem wam. Jest taka… niewinna. Jak aniołek – odzywa się Andy.
- Kierowałeś się kryteriami do teledysku czy własnymi potrzebami, Andy? – pyta CC, śmiejąc się cicho, na co wokalista uśmiecha się łobuzersko.
- Przejdź do garderoby i przymierz czarną sukienkę, zobaczymy czy rzeczywiście będzie perfect – mówi Jake, przerywając im.
         Rozglądam się, niepewna gdzie iść.
- Zaprowadzę Cię – Ashley wstaje.
         Zostawiam torbę na krześle przy drzwiach i idę za chłopakiem za parawan na koniec sali. Tam czeka charakteryzatorka, a ja oddycham z ulgą, bo bałam się, że będę tu z nim sama. Mówię stylistce jaki noszę rozmiar, a ona szuka na wieszaku odpowiedniej sukni.
- Ash, wyjdź – pogania go, kiedy wręcza mi czarną tkaninę z koronkowymi wstawkami.
- Mogę się odwrócić – szczerzy się chłopak zakładając ręce na piersi.
- Nie, nie możesz, dobrze wiem, że i tak byś patrzył – ruga go stylistka i wygania za parawan, a ja  śmieję z tego jak zawiedzioną ma minę.
- Hm.. bieliznę też musisz zmienić, a przynajmniej stanik. Biały może prześwitywać. – mówi charakteryzatorka. Każe zakryć się sukienką  i znika na zapleczu, szukając odpowiednich rzeczy by skompletować mi strój.
         Wtem zza parawanu wygląda czyjaś czarna postać, a ja rozpoznaję  Andy’ego. Z zaskoczenia piszczę cicho, momentalnie się rumieniąc. Na twarzy chłopaka formuje się kołtuński uśmieszek.
- Co tu robisz? – mój głos jest dużo cieńszy niż normalnie. Zerkam w dół czy kawałek materiału szczelnie zakrywa moje ciało.
- Długo ci to zajmowało, chciałem sprawdzić ile jeszcze. Niecierpliwiłem się. – wzrusza ramionami, wciąż mając na twarzy swój firmowy uśmieszek. 
- N-no dobra, a m-mógłbyś wyjść? – pytam zawstydzona. On zaś wydaje się w ogóle nie być speszony. Widać w ich świecie nie ma miejsca na wstyd.
- Nie – odpowiada i zaczyna iść w moją stronę.
         Otwieram szerzej oczy, patrząc na niego przerażona i cofam się póki nie uderzam plecami w jakąś szafkę. Przełykam ślinę i odwracam głowę, ledwo na niego patrząc, gdy się nade mną pochyla. Zaciskam dłonie na materiale sukienki jakby to miało mi pomóc się obronić. On zaś tylko uśmiecha się krzywo i sięga po zapalniczkę leżącą z tyłu za mną na szafce.
- Jesteś taka niewinna jak myślałem. – mówi zapalając papierosa i odchylając się nieco – Dobrze, że cię wybrałem, Angel.
         Serce bije mi jak oszalałe, mimo że chłopak już się odsunął. Patrzę jak zahipnotyzowana, kiedy wypuszcza dym z płuc i mimowolnie przygryzam wargę, strapiona tym co się dzieje. Wokalista czując na sobie mój wzrok uśmiecha się nonszalancko i wydmuchuje dym wprost na mnie. Pośród kłębów gazu, słyszę jak mówi bym się pospieszyła.

         Oprócz zawstydzenia, narasta we mnie też złość. 

5 komentarzy:

  1. Właśnie trafiłam na twoje opowiadanie. Zapowiada się super a Andy w stylu Bad Boya jest wręcz uroczy XD Czekam z niecierpliwością na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, wciągnęłam się mega :D kiedy następny??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest juz gotowy ^^ Zrobię tylko kilka poprawek i dodam niedługo

      Usuń
  3. Kocham twoje opowiadanie <3

    Zostałaś nominowana do LBA! http://saviorbvb.blogspot.com/2016/07/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładnie piszesz, podoba mi się :) No i bohaterka jest bardzo nietypowa. Mam nadzieję że jednak z czasem zobaczymy jej charakter :)Dobrze wszystko opisujesz, nie spieszysz się. No i sprawiłaś, że to opowiadanie mnie zaciekawiło. Mam nadzieję, że go nie porzuciłaś i będziesz pisać dalej. Ja bardzo na to czekam. Pozdrawaim!

    OdpowiedzUsuń