wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 4 ,,Temporary fix"



         Kiedy charakteryzatorka wraca, zawstydzenie już całkiem zamienia się w złość. Jak on mógł tu sobie po prostu wejść gdy się przebierałam i na moją prośbę by się oddalił podejść jak na złość jeszcze bliżej mnie? I to dmuchnięcie na mnie dymem papierosowym. Jestem przekonana, że szybko się nie pozbędę tego zapachu.
         Wkurzona zachowaniem wokalisty zakładam szybko przyniesione dla mnie ubranie i wychodzę do chłopaków. Słyszę jak Ashley gwiżdże i widzę jak inni wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
- Obróć się – nakazuje Christian, a ja robiąc to słyszę komentarze:
- Dodamy skrzydła z czarnymi końcówkami…
- I makijaż. Kreski i ciemny cień powinny wystarczyć. Nie pomalujemy jej jak innych na planie. Ma być czysta.
- Wiemy, Andy, wiemy… - śmieje się Ashley.
- A co do włosów… Chodź do nas Katy. Bliżej… - macha ręką CC.
- Farbowane? – pyta perkusista kiedy już do nich podchodzę.
- Nie, to mój naturalny kolor – odpowiadam.
- Perfekcyjnie, styliści nie będą mieli z nią za dużo roboty.
- A nie mówiłem? Idealna – szczerzy się Andy, kończąc papierosa. To już jego drugi w przeciągu godziny. Stanowczo za dużo pali.
         Po rozmowie CC mówi, że mogę już iść się przebrać, co robię z ulgą. Kiedy zwracam ubranie charakteryzatorce, kobieta mówi:
- Andrew powiedział, że możesz to zatrzymać – wskazuje ciemny koronkowy stanik, którego w życiu bym nie kupiła, a który musiałam założyć do sukienki.
- Ale… - protestuję, lecz ona wciska mi go w dłonie, mówiąc:
- Bierz. Modelki przecież często dostają coś za udział w projekcie – odpowiada, a ja chowam otrzymany prezent na dnie torby. Nigdy nie założę czegoś tak odważnego z własnej woli. Jednak mimo wszystko muszę przyznać: podobałam się w nim sobie.
         Tymczasem do salki zaczyna wchodzić więcej osób. Ci ,,czarni” z korytarza. Przemykam niezauważalnie do drzwi, przy których wpadam na Annie.
- Dostałaś się? – pyta, a ja kiwam głową. – Calm your tits, girl, bo twój entuzjazm powala – parska śmiechem.
- Możemy już iść? –  odzywam się rozglądając się wokół, nie chcę się widzieć z Andym od czasu spotkania za parawanem.
- Zostaję – szczerzy się Ann – kandyduję na stanowisko upadłego anioła, to pojedyncze rólki, będziemy robić w teledysku tłum – wyjaśnia.
- Wiedzą, że się znamy, więc pewnie cię przyjmą bez problemu – wzdycham.
- Na to liczę – mruga i znika za drzwiami, a ja osuwam się na krzesło.
         Nagle z garderoby wychodzi jakiś mężczyzna na oko 30 lat. Rozmawiając przez telefon, rzuca mi pytające spojrzenie, a po chwili rozłącza się.
- Ty jesteś… - odzywa się, gestykulując rękami.
- Katy – odpowiadam, podnosząc się z miejsca – Chłopcy wybrali mnie do teledysku.
 - Ach, widzę. Jestem Jim. – przedstawia się i unosi jeden kącik ust do góry, przyglądając mi się badawczo – Który to ma taki dobry gust?
- Eee… - mamroczę, ale od odpowiedzi ratuje mnie pojawienie się w drzwiach Jake’a. Jim przeprasza mnie i idzie do pokoju przesłuchań.
- Jutro pracujemy nad koncepcją ogólną, przyjdź po południu około 15 – mówi na odchodnym.
- Czyli o  14:30 – prostuję.
- Szybko się uczysz – obdarza mnie uśmiechem – Nie tolerujemy tu spóźnień – mówi i zamyka drzwi.
         Przez rozmowę z nim nie zauważam chłopaka stojącego w drzwiach garderoby. Ma brązowe włosy zaczesane do góry i w tył oraz lekki zarost. Jest  przystojny, przynajmniej nie wygląda jak te czarne diabły.
- To był mój wujek – wyjaśnia – Jest reżyserem. A ja jestem Liam.
- Katy – ściskam jego dłoń, a on uśmiecha się do mnie słodko.
- Nowa Angel – patrzy na mnie, a ja przewracam oczami.
 - Daj spokój – wzdycham.
- Są aż tacy wkurzający? – ma na myśli chłopaków z zespołu.
- Nie, nie bardzo. Z pewnym wyjątkiem… - odpowiadam. Chodzi mi oczywiście o Andy’ego; wyczerpuje mnie psychicznie. Opowiadam Liamowi jak znalazłam się na castingu.
- To aż dziwne, że wpadłaś Andy’emu w oko – zastanawia się chłopak – Zwykle prowadza się on z hm.. kompletnym przeciwieństwem ciebie. – lustruje mnie spojrzeniem – Nie interesują go też związki, raczej zabawia się z wieloma dziewczynami. Uważaj na niego – ostrzega mnie.
- To  właśnie chcę zrobić – mruczę, nie musi mi tego mówić.
         Nagle Liam zmienia temat:
- Zrobić ci kawę? Mamy ekspres w biurze – oferuje, a ja chętnie się zgadzam.
- A Ty? Co tutaj robisz? Dorabiasz? – pytam, kiedy Liam krząta się przy ekspresie.
- Pomagam dla wujka i zdobywam doświadczenie w branży – wyjaśnia podając mi filiżankę z gorącym napojem – Pilnuję oświetlenia, sprzątam, ustawiam sprzęt, biegam po kawę… To co robi typowy asystent.
- Zazdroszczę… - odpowiadam.
- Nie zamienię się z tobą pracą – zastrzega śmiejąc się, a ja mu wtóruję myśląc o minie Andy’ego na wieść o nowej ,,Angel”.
- Kuźwa.. – mruczę do siebie gdy spoglądam na telefon. Dochodzi 14:00. Mam pół godziny by dotrzeć na ostatnie zajęcia. To język francuski, a nauczycielka jest naprawdę wymagająca. Nie chcę jej podpadać.
- Muszę jechać do szkoły – wyjaśniam, łapiąc spojrzenie Liama.
         Kiwa głową ze zrozumieniem i wstaje.
- Podwiozę cię – oferuje, a ja prawie podskakuje z radości.
         Sprząta po nas i szuka kluczyków do auta. Polubiłam go. Jest jedyną osobą tutaj która nie traktuje mnie jak ,,towar”.
         Kiedy wychodzimy z biura na korytarz, zatrzymuję się i zagryzam usta.
 - Nie wiesz kiedy oni skończą? – pytam – Wypadałoby żebym poczekała na Annie, moją przyjaciółkę – wyjaśniam, ale Liam kręci głową.
- Nie wiem, niestety. Ale nie powinno to raczej długo…
         Wtem drzwi się otwierają i wychodzą z nich Andy oraz Ash. Zimny wzrok niebieskookiego przesuwa się po mnie i ląduje na Liamie.
- Nie masz jakiegoś pożyteczniejszego zajęcia niż stanie i marnowanie tlenu? – rzuca do niego wokalista. Zauważam, że znów ma w dłoniach papierosa. To już trzeci dzisiaj. Wolę naprawdę nie myśleć w jakim stanie są jego płuca.
- Właśnie wychodzimy – oświadcza Liam sucho.
- Zostajesz – warczy na mnie Andy, kiedy robię krok ku wyjściu. Otwieram szerzej oczy. Słucham?
- Dlaczego? – marszczę brwi.
- Bo ja tak mówię – ucina krótko – a ty spadaj – macha ręką na Liama stojącego w  drzwiach wyjściowych. Brunet patrzy na wokalistę z nieukrywaną złością.
         Ignoruję ich, mam zamiar wyjść teraz tak czy inaczej. Zwracam się do Asha:
- Kończycie zaraz? – pytam.
- Jeszcze trochę zejdzie, a co? – odpowiada mi, podczas gdy Andy i Liam dalej pojedynkują się na spojrzenia. Szatyn jest dużo wyższy, ma chyba 1,9 m więc zdecydowanie góruje nad brunetem.
- Proszę… Powiedz Annie, że musiałam jechać do szkoły na francuski i nie mogłam na nią zaczekać -mówię.   
- W porządku, mała! – puszcza do mnie oczko.
- Nie pojedziesz z nim, ja cię zawiozę – mówi wokalista, przesuwając wzrok na mnie.
- Nie – odpowiadam i idę w kierunki Liama.
- Nie waż się… - zaczyna, marszcząc brwi, ale mu przerywam stojąc już w drzwiach:
- I nie krzyw się tak, bo ci tak zostanie.
         Wychodzę z brunetem, a ze środka słyszę jeszcze podniesione głosy Asha i Andy’ego.
- Kurwa mać, Ashley!
- Dobra jest, nie ma co!
         Szybko idziemy z Liamem do auta.
- Nieźle mu powiedziałaś – śmieje się chłopak.
- Nie będę szanowała ludzi takich jak on. – mówię, pamiętając jak wrednie potraktował Liama i jak rozkazująco zwrócił się do mnie.
         Po 15 minutach zatrzymujemy się pod moją szkołą. Dziękuję Liamowi za podwiezienie i pytam czy będzie jutro na planie.
- Jestem tam codziennie – uśmiecha się – do jutra!
         Żegnam się w dobrym nastroju i wbiegam po stopniach do budynku. Szybko zakładam pozostałą część mundurku w łazience i przygładzam włosy w lustrze póki wszystko nie wygląda perfekcyjnie.
         Francuski upływa tak jak zwykle. Nauczycielka maltretuje i poniża słabszych uczniów, a ci lepsi mają wolne. Wtem znad czasu passe compose wyrywa mnie wibracja mojego telefonu. Normalnie tego nie robię, ale ciekawość popycha mnie by zobaczyć kto do mnie napisał. Ukrywam telefon w fałdach spódnicy pod ławką i odczytuję sms.

~~,,Jutro o 13:30 pod budynkiem”

         13:30? Ustalona była godzina 14:30…

--,,Czemu tak wcześnie?” – pytam.
~~Główna rola wymaga częstszego spędzania razem czasu, Aniele”
-- ,,To znowu Twój kaprys?” – prawie prycham pod nosem.
~~,,Zalecenie” – otrzymuję odpowiedź.

         Odpuszczam. Może faktycznie manager polecił bym była wcześniej? Skupiam się na lekcji i próbuję wyrzucić z głowy Andy’ego i Liama.

***

         Wieczorem rozmawiam z rodzicami. Mówię im, że się dostałam, nie opisując szczegółów. Cieszą się i gratulują mi. Tata chce mnie zabrać do mojej ulubionej kawiarni, ale mama zabrania mi jeść niezdrowych rzeczy. Mówi, że będzie na to czas po nagraniu.
- To niedorzeczne, Helen. Należy jej się jakaś nagroda – mówi.
- Ma się wtoczyć na plan filmowy umazana kremem do ciasta? Przecież to profesjonalne zlecenie, to nie jest teledysk do projektu szkolnego – irytuje się moja matka.
- I dlatego ma do tego czasu żyć jak asceta? – unosi głos ojciec. – Przesadzasz i to bardzo z tą pedantyczną kontrolą wszystkiego!
         Wymykam się z kuchni i idę do swojego pokoju. Nie chcę słuchać ich kłótni. Raz kiedy nie mogłam znieść krzyków, wzięłam popcorn i usiadłam między kłócącymi się rodzicami. Obserwowałam ich i ostentacyjnie żułam przekąskę. Uspokajanie ich nie przyniosło rezultatów, ale to, tak. Natychmiast przestali, złość przemieniła się w rozbawienie i zawstydzenie. 
         Dziś nie chce mi się kombinować, więc bunkruję się w pokoju. Wzdycham patrząc na stertę notatek, książek i zeszytów. Przygotowuję się na jutrzejsze lekcje i planuję rozpiskę na kolejne dni. Książki układam priorytetowo, na wierzchu jest ta z którego przedmiotu mam najbliższy test.
         Idę spać w miarę wcześnie, a rankiem dopakowuję pozostałe rzeczy do torby szkolnej, jem śniadanie i wychodzę szybko na autobus. W rodzinie tylko mój tata ma auto, lecz wyjeżdża wcześnie rano do pracy i nie może na mnie czekać. W wakacje pomyślę nad skończeniem kursu na prawo jazdy i kupnem własnego samochodu. Teraz mam wokół siebie wystarczająco dużo stresu.
         Lekcje mijają mi dość szybko, a podczas przerwy obiadowej idę do księdza dyrektora żeby zapytać się o zwolnienie z zajęć na resztę dnia.
- To taki projekt, jutro przyniosę usprawiedliwienie od organizatora – obiecuję.
         Dyrektor wzdycha i patrzy na mnie surowo znad okularów.
- Nie tolerujemy opuszczania lekcji na rzecz jakichś wystąpień w teledyskach  mało znanych zespołów – mówi.
- To nie będzie trwało długo. Myślę, że 2 lub 3 dni… - odpowiadam.
- No dobrze – mówi po dłuższym milczeniu – Tylko godnie reprezentuj naszą szkołę! – woła, bo momentalnie zrywam się z miejsca z promiennym  uśmiechem.
- A, jeszcze jedno, Katy… - dodaje, a ja odwracam się ku niemu z ręką na klamce drzwi. – Daj czadu – uśmiecha się.
         Chichoczę na słowa księdza i opuszczam gabinet. W podskokach  idę na autobus i jadę do centrum. W studiu przebiorę się z mundurka w normalne ciuchy. W końcu i tak będę przed czasem.
         Przeglądam się w szybie księgarni, sprawdzam czy wszystko jest w porządku i  podchodzę pod budynek. Dostrzegam pod nim dwie sylwetki. Ashley i.. Andy? Mrużę oczy. Tak, kto inny kopciłby gorzej niż lokomotywa parowa?
         Ash zauważa mnie i trąca towarzysza. Prostuję się i unoszę dumnie głowę. Niech tylko znowu spróbuje być tak niemiły jak wczoraj!
         Kiedy dochodzę do drzwi wejściowych przy których stoją, kiwam im głową na przywitanie.
- Cześć, mała! – woła Ashley. Posyłam mu uśmiech. Pomimo wyglądu którego nie toleruję, jest całkiem miły.
- Dokąd to się wybierasz? – głos Andy’ego zatrzymuje mnie w miejscu.
- Do studia, pracę traktuję profesjonalnie – oznajmiam najzimniej jak się da.
         Andy strzepuje popiół z papierosa i podchodzi do mnie z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
- Umawialiśmy się POD budynkiem. Na zewnątrz, Aniele.
- My? – unoszę brwi, cofając się.
- Ash, zostaw nas – chłopak kiwa głową do przyjaciela, na co on kiwa głową z dziwnym uśmieszkiem i wchodzi do środka. Chcę zawołać by został z nami, nie chcę być sama tylko w towarzystwie Andy’ego.
         Wokalista dokańcza papierosa i wypuszcza ostatni dym z ust patrząc na mnie. Macham ręką by rozgonić trujący gaz. To już drugi raz.
- Chodź – wyciąga do mnie rękę.
- Słucham? Nigdzie z tobą nie idę – zakładam ręce na piersi. Albo zachowuje się jak jakiś zboczeniec, albo jest po prostu wredny. Co jest z nim nie tak? O wyglądzie już nie wspominam.
- Zabiorę cię i tak, i tak. Wiem, że w końcu ulegniesz – przekrzywia głowę.
- Niby gdzie? – pytam ostrożnie, unosząc jedną brew.
- Z dala od studia. Na lunch. – odpowiada, opierając się bokiem o ścianę.
- Ale kazano mi przyjść tu wcześniej, mówiłeś że to zalecenie. Myślałam, że manager…
- Kłamałem – przewraca oczami Andy. – A teraz umieram z głodu. Ostrzegam, że głodny jestem jeszcze bardziej „niemiły”, jak to ujmujesz.. – unosi brew uśmiechając się kpiąco.
- Nie rozumiem, najpierw gapisz się na mnie jak jakiś zboczeniec, wchodzisz bezceremonialnie do garderoby i patrzysz jak się przebieram, potem jesteś okropnie wredny, a teraz zapraszasz mnie na lunch. Jaki ty masz problem? – mówię mierząc go wściekłym spojrzeniem.
- Ostudź trochę ten ogień, Aniołku. Można go inaczej spożytkować – milknie, a na usta wpełza mu kołtuński uśmieszek – Po prostu zakopmy topór wojenny, dobra? – dopowiada po chwili.
         Waham się. Mamy razem pracować, więc jakiekolwiek spięcia i konflikty nie są wskazane. Postanawiam dać mu malutką szansę. Może chce postawić lunch na przeprosiny za to jak się zachował? Ash coś wspominał, że mają teraz dużo pracy i stresu w związku z teledyskiem, ustalaniem nowej trasy koncertowej... Poza tym – naprawdę jestem głodna.
- Dobra, ale tylko lunch – oznajmiam, a on uśmiecha się szeroko i łapie mnie za rękę. Wyrywam się lekko, ale on nie puszcza mnie dopóki nie dochodzimy do jego samochodu na parkingu.
- Wiesz, że dobrze by było gdybyś się przebrała? – sugeruje, patrząc na mój strój z uniesioną jedną brwią, a ja spoglądam w dół na swój strój szkolny.
- Hm, zaraz wracam, przebiorę się w łazience – mruczę i chcę już odejść, ale on chwyta mnie za przedramię. Ma naprawdę długie i szczupłe palce.
- Przebierz się w moim samochodzie. – mówi. Otwieram szerzej oczy, a on  uśmiecha się szatańsko – Nie będę tym razem patrzył. Odejdę kawałek.
         Wolno kiwam głową, patrząc na niego podejrzliwie. Jakbym odmówiła i poszła się przebrać do łazienki to pewnie bym stchórzyła i już do niego nie wyszła.
         Andy otwiera auto i tylne drzwi.
- Proszę bardzo, madame – uśmiecha się drwiąco. Zaraz zmienię zdanie..        Chłopak jednak posłusznie odchodzi kawałek i wyjmuje telefon. Szybko się przebieram, wciąż mając na niego oko. Nie spojrzał w stronę samochodu ani razu. Dziwne… Z tego co już zdążyłam się o nim dowiedzieć to do niego nie podobne… Chryste, czy ja właśnie żałowałam, że on nie patrzył w moim kierunku kiedy zmieniałam cichy? Zaciskam zęby i oddycham głęboko na otrzeźwienie. Kiedy kończę, uchylam drzwi i delikatnie wysuwam się na zewnątrz.
- Uhm.. – chrząkam, obciągając rękawy swetra – Andy? – wołam go niepewnie.
         Chłopak drgnął i odwraca się na mój głos. Przygryza kolczyk w ustach i podchodzi do samochodu. Zajmujemy miejsca, a Andy wyjeżdża z parkingu. Nagle dzwoni telefon. Chłopak mruczy coś pod nosem, ale odbiera.
- Co znowu? – burczy.
         Wysłuchuje kogoś przez chwile, a zaraz po tym śmieje się cicho.
- Możecie nasz szukać. Przyjdziemy jak skończymy – mówi nonszalancko.
         Ktoś chyba wydarł się na niego po drugiej linii.
- Ostrożnie, bo ci żyłka pęknie. Przywiozę ją w nienaruszonym stanie, kto jak kto ale ja o to zadbam.
         Rozłącza się a ja pytam:
- Kto to?
         Milczenie.
- Więc… czego chciał? O co pytali? – zaczynam się denerwować. Ten lunch to był zły pomysł. Powinniśmy się trzymać planu i być w studiu.
- Zawsze zadajesz tyle pytań? – mruczy.
- Tylko jeśli potrzeba – ucinam krótko.
- Pewnie, panna muszę-wiedzieć-wszystko musi być poinformowana o każdym szczególe – przewraca oczami.
- Dokąd jedziemy? – śledzę wzrokiem mijany krajobraz za oknem. Mijamy przedmieścia Filadelfii.
- Daleko.
- Zawsze jesteś taki niemiły?
- Tak.
         Wzdycham z irytacją.  Co za dupek, to będzie długie popołudnie… 

niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 3 ,,Wolves"

   


      Budzę się wcześnie rano tuż przed budzikiem. Przeciągam się i otwieram okno, by wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Ogarniam się nieco w łazience, a potem rozkładam matę do jogi. Ze względu na casting nie idę na poranne zajęcia. Zaczynają się dziś o 11, a pod studiem muszę być o 11:30.
         Kiedy kończę poranny rytuał ćwiczeń, schodzę na dół i przygotowuję w kuchni owocowe smoothie na śniadanie. Wypełniając wszystkie poranne przyzwyczajenia, dzwonię do Ann by ustalić szczegóły dzisiejszej jazdy.
- Kurna kobieto, przecież jeszcze jest noc. – jęczy zaspana w telefon Annie.
- Jest 10 – zauważam – bądź u mnie o 11. Kiedy dojedziemy na miejsce będzie 11:30. Chcę być przed czasem, muszę mieć pewność, że się nie spóźnimy.
- Zapomniałam jakiego świra masz na punkcie bycia odpowiedzialną – mogę sobie wyobrazić jak przewraca oczami. – Zaraz będę – mówi i się rozłącza.
         Czekając na Ann, sprzątam swój pokój, który jak zwykle jest czysty i uporządkowany. Ubieram się w białą koszulę i spódnicę w kratę od mundurku. Co jak co, ale zamierzam wrócić przynajmniej na ostatnią lekcję. Krawat i marynarkę starannie składam i wkładam do torby. Postanawiam, że rajstopy włożę już w szkole, jest na nie dziś zbyt ciepło, mimo jesieni. Spódnica sięga prawie kolan, zakrywa więc wszystko co powinna. Nie maluję się, przejeżdżam tylko bezbarwnym pudrem po twarzy. Rozczesuję swoje złote blond włosy i decyduję się zostawić je rozpuszczone.
         Patrząc na siebie w lustrze zauważam, że mam wielkiego siniaka na prawej nodze po wczorajszym treningu. W takim stanie zastaje mnie Annie.
- Gotowa? – pyta, wydmuchując balon z gumy do żucia.
- Nie wiem czy założyć rajstopy. To nie będzie stosowne jeśli pokażę się tam z obitymi nogami.. – zaciskam usta.
- Daj spokój, to ludzka rzecz, idziemy – ciągnie mnie na dół – To, że masz kolorowe nogi nie oznacza od razu, że jesteś ofiarą przemocy domowej.
         Kiwam głową, przyznając jej rację. Mimo to źle się czuję, że producenci zobaczą mnie w takim stanie. Dobrze, że nie ma w domu mojej mamy. Kazałaby mi to od razu zakryć oraz uczesać włosy, by odsłonić twarz. Zawsze pilnowała bym miała idealną fryzurę, paznokcie i skórę oraz wyprasowane, nie pogniecione ubrania i pedantyczny porządek wokół siebie. W większości przypadków przyznawałam jej rację – trzeba prezentować się jak najlepiej.
         Łapię z Ann autobus do centrum i po 15 minutach jesteśmy na miejscu. Wstępujemy po kawę dla Annie, bo zawodzi i jęczy, że wygląda jak zombie i bez niej nie pokaże się chłopakom na oczy. Chwilę zajmuje nam znalezienie budynku studio, lecz pod prawidłowymi drzwiami stajemy około 11:30, tak jak zaplanowałam.
         Po wejściu do środka, pytamy w recepcji gdzie mamy się kierować, a po kilku instrukcjach dochodzimy do właściwej części budynku. Tam wręczają nam kwestionariusze, które szybko wypełniamy i oddajemy elegancko ubranej kobiecie.
         Na korytarzu siedzi mnóstwo osób, większość jest ubrana na czarno z rozczochranymi ciemnymi włosami jak u Ann, a część przypomina modelki. Te wodzą znudzonym wzrokiem po ludziach i rozmawiają między sobą z telefonami w rękach.
         Po kilku minutach drzwi się otwierają, a jakiś facet mówi:
- Dziewczyny, zapraszam.
         Te przypominające modelki wstają i powiewając długimi włosami znikają za drzwiami. Facet kiwa na mnie palcem, a ja również natychmiast się podnoszę z miejsca i wygładzam spódniczkę.
- Tylko kandydatki do roli Angel – zastrzega mierząc wzrokiem Annie, która również wstaje z krzesła.
- W porządku, ona jest tylko osobą towarzyszącą, nie kandyduje…  - mówię pospiesznie.
         Facet wzdycha i nas przepuszcza, a ja oddycham z ulgą.
         Wchodzimy do jakiegoś przedpokoju. Dziewczyny już się pousadzały na krzesłach, a my stoimy na środku pomieszczenia jak dwie sieroty boskie.
         Wtem ktoś zaklął.
- Kurwa Ashley, nie, nie możesz POCIESZYĆ pozostałych.
- Ale dlaczego? Będzie im taaaak przykro…
- Zostaw go, niech sobie robi co chce, ja wychodzę.
         Drzwi po prawej stronie nagle się szeroko otwierają, tak, że prawie nimi obrywam, ale w ostatniej chwili odskakuję. Słyszę kolejne przekleństwa.
- Cholera jasna.
         Unoszę wzrok i widzę Andy’ego mierzącego mnie spojrzeniem. Na jego usta wkrada się uśmieszek. Nie ma już kaptura na głowie, mogę więc zobaczyć jego długie nastroszone czarne włosy. Dostrzegam, że w dłoni trzyma zapalonego papierosa. Powstrzymuję się od komentarza, tylko lekko wykrzywiam usta.
- Widzę, że jesteś zdecydowana, Aniele skoro przyszłaś przed czasem. – mówi. Dopiero później dowiedziałam się, że zwykle zaczynają przed czasem i w ten sposób naturalnie wykreślają osoby, które się spóźniają. Te co przyszły wcześniej liczą się dla nich bardziej, bo wiedzą wtedy, że im zależy.
         Andy unosi papierosa do ust i mocno się zaciąga. Wtedy drugi chłopak pojawia się przy drzwiach i opiera o framugę. Ma czarne włosy i lekko Azjatyckie lub Indiańskie rysy twarzy.
- To ta twoja? – pyta, przesuwając po mnie wzrokiem.
- Moja – potwierdza Andy – Więc łapy precz, Ashley.
- Niczyja – wydostaje się z moich ust. Ich rozmowa zaczyna mnie irytować.
- Za niedługo formalnie nasza – odpowiada Ashley, na co niebieskooki go szturcha z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i wypycha za ścianę.
- Kto cię pobił? – wypuszcza dym z płuc i dłonią z papierosem wskazuje na moje nogi. Na mojej twarzy pojawia się grymas, gdy rozganiam chmurę trującego gazu. Andy uśmiecha się krzywo na moją reakcję.
- Nikt, to pamiątka z karate – powstrzymuję się od kaszlu, bo małe pomieszczenie jest już nieźle zadymione.
         Zza ściany wyłania się głowa Asha.
- I umie się bronić, Andy uważaj – śmieje się i z powrotem znika w garderobie.
         Andy wzrusza ramionami i podchodzi do stolika przy którym siedzą dziewczyny. Gasi papierosa w ich popielniczce, obejmuje dwie z nich i coś do nich mówi, na co chichoczą jak idiotki. Odwracam się ku Annie, ale nigdzie jej nie widzę. Dociera do mnie jej głos z garderoby – w najlepsze zaprzyjaźnia się z resztą ekipy. No tak, są ulepieni z tej samej gliny, tylko ja tu nie pasuję. Chcę już gdzieś usiąść, a najlepiej wyjść stąd.
         Nagle pojawia się obok mnie jakiś czarnowłosy chłopak.
- Jesteś Katy, prawda? – pyta, a ja potwierdzam – Andy opowiadał nam o tobie. Widzę teraz, że to przesłuchanie to będzie dla ciebie tylko formalność. – puszcza mi oczko i odchodzi.
         Słucham? Jeszcze nawet mnie nie sprawdzili, a już mówią, że ,,mam” te rolę? Denerwuję się nieco. Uspokajam dopiero, gdy widzę z powrotem moją przyjaciółkę.
         Ashley wychodzi z garderoby i mówi głośno:
- Zaraz zaczynamy, będziecie wchodzić pojedynczo do pokoju po lewej, a my ocenimy czy się nadajecie. Ustalcie kolejność.
         Już chcę usiąść na najbliższym krześle, ale Andy chwyta mnie za przedramię. Długie palce zaciskają się na mojej mlecznobiałej skórze. Szarpię się, bo nie chcę żeby mnie dotykał.
- Ty idziesz  na końcu, Aniele – mówi cicho, puszcza mnie i znika za drzwiami pokoju przesłuchań z resztą ekipy.   
         Marszczę brwi, ale ustawiam się za jakąś tlenioną blondynką. Parę dziewczyn zerka na mnie i ewidentnie się z czegoś śmieją. Posyłam im karcące spojrzenie. Zaczynają mnie denerwować. A mogłam siedzieć na literaturze i słuchać Pana M.
- Przespałaś się z nim, że masz już rolę w kieszeni? – pyta jedna.
- Co? Nie! – protestuję przerażona. Sama myśl o tym sprawia, że żołądek związuje mi się w supeł.
- Może nie z nim tylko z NIMI – prostuje brunetka. Cała grupka patrzy na mnie jak na karalucha. Nie uwierzą mi, gdy zaprzeczę. Wzdycham z rezygnacją, mam ochotę stąd wyjść i zapomnieć, że w ogóle tutaj przyszłam. Ich słowa bolą.
         Wtedy odzywa się Annie:
- A co? Zazdrościsz? Sama byś chciała się z nimi przespać, a oni, biedactwo, nie chcieli z tobą?
- Stul pysk zdziro… - syczy blondynka.
- Bo co? Twoja wytapetowana morda mnie do tego zmusi? – prycha Ann i patrzy na nią z wyższością. Czasem chciałabym mieć tak cięty język jak ona.
         Dziewczyna wydaje z siebie pełen wściekłości pisk i już chce się rzucić na  moją przyjaciółkę, gdy drzwi do pokoju przesłuchań otwierają się i staje w nich chłopak z bandaną na czole i dłuższymi prostymi włosami. To chyba jest Christian, ich perkusista.
         Chłopak unosi brwi, patrząc z rozbawieniem na miotające złością oczy obu dziewczyn.
- Nieźle – rzuca do mojej przyjaciółki, puszczając jej oczko – A tobie już dziękujemy. Szukamy Anioła, a nie Diabła.
         Blondyna wydaje z siebie pełen irytacji pisk i wychodzi ze studia trzaskając drzwiami.
- Następna – komunikuje CC, a z krzesła podnosi się wysoka brunetka. Perkusista przepuszcza ją w drzwiach i posyła mi krótkie spojrzenie. Mam wrażenie jakby mnie oceniał. Czuję się naprawdę dziwnie.
         Po kilku osobach w końcu nadchodzi moja kolej. Widziałam jak dziewczyny wychodziły stamtąd trzaskając drzwiami, z płaczem, ze złością…Tylko jedna wyszła zadowolona i usiadła obok drzwi. Ma falowane blond włosy i tatuaże na ciele. Czy kandydatki do tej roli nie powinny być… nie wymalowane? Może jednak zmienili zdanie w stosunku do mnie? Może znaleźli kogoś lepszego i jest nią ta dziewczyna?
         Biorę głęboki wdech, powtarzam sobie, że to tylko przesłuchanie. To tak jak egzamin lub recital z pianina, dam radę. Otwieram drzwi i wchodzę do pokoju, gdzie czeka na mnie ostrzał spojrzeń pięciu członków zespołu.
- Oto i ona! Nasza nowa Angel – słyszę na wejściu.   
         Mrugam zaskoczona. Czuję szok i… ulgę? Karcę siebie za to, że cieszę się, że nie zmienili zdania w stosunku do mnie.
- Katherine Ross, zgadza się? – przerzuca papiery.. Jake? Imiona wyparowały mi z głowy.
         Potwierdzam, a oni zaczynają na mnie patrzeć jak archeolog na obiekt w muzeum.
- Typowa dziewczyna z katolickiej szkoły – ocenia Ashley, przerywając ciszę.
- Mówiłem wam. Jest taka… niewinna. Jak aniołek – odzywa się Andy.
- Kierowałeś się kryteriami do teledysku czy własnymi potrzebami, Andy? – pyta CC, śmiejąc się cicho, na co wokalista uśmiecha się łobuzersko.
- Przejdź do garderoby i przymierz czarną sukienkę, zobaczymy czy rzeczywiście będzie perfect – mówi Jake, przerywając im.
         Rozglądam się, niepewna gdzie iść.
- Zaprowadzę Cię – Ashley wstaje.
         Zostawiam torbę na krześle przy drzwiach i idę za chłopakiem za parawan na koniec sali. Tam czeka charakteryzatorka, a ja oddycham z ulgą, bo bałam się, że będę tu z nim sama. Mówię stylistce jaki noszę rozmiar, a ona szuka na wieszaku odpowiedniej sukni.
- Ash, wyjdź – pogania go, kiedy wręcza mi czarną tkaninę z koronkowymi wstawkami.
- Mogę się odwrócić – szczerzy się chłopak zakładając ręce na piersi.
- Nie, nie możesz, dobrze wiem, że i tak byś patrzył – ruga go stylistka i wygania za parawan, a ja  śmieję z tego jak zawiedzioną ma minę.
- Hm.. bieliznę też musisz zmienić, a przynajmniej stanik. Biały może prześwitywać. – mówi charakteryzatorka. Każe zakryć się sukienką  i znika na zapleczu, szukając odpowiednich rzeczy by skompletować mi strój.
         Wtem zza parawanu wygląda czyjaś czarna postać, a ja rozpoznaję  Andy’ego. Z zaskoczenia piszczę cicho, momentalnie się rumieniąc. Na twarzy chłopaka formuje się kołtuński uśmieszek.
- Co tu robisz? – mój głos jest dużo cieńszy niż normalnie. Zerkam w dół czy kawałek materiału szczelnie zakrywa moje ciało.
- Długo ci to zajmowało, chciałem sprawdzić ile jeszcze. Niecierpliwiłem się. – wzrusza ramionami, wciąż mając na twarzy swój firmowy uśmieszek. 
- N-no dobra, a m-mógłbyś wyjść? – pytam zawstydzona. On zaś wydaje się w ogóle nie być speszony. Widać w ich świecie nie ma miejsca na wstyd.
- Nie – odpowiada i zaczyna iść w moją stronę.
         Otwieram szerzej oczy, patrząc na niego przerażona i cofam się póki nie uderzam plecami w jakąś szafkę. Przełykam ślinę i odwracam głowę, ledwo na niego patrząc, gdy się nade mną pochyla. Zaciskam dłonie na materiale sukienki jakby to miało mi pomóc się obronić. On zaś tylko uśmiecha się krzywo i sięga po zapalniczkę leżącą z tyłu za mną na szafce.
- Jesteś taka niewinna jak myślałem. – mówi zapalając papierosa i odchylając się nieco – Dobrze, że cię wybrałem, Angel.
         Serce bije mi jak oszalałe, mimo że chłopak już się odsunął. Patrzę jak zahipnotyzowana, kiedy wypuszcza dym z płuc i mimowolnie przygryzam wargę, strapiona tym co się dzieje. Wokalista czując na sobie mój wzrok uśmiecha się nonszalancko i wydmuchuje dym wprost na mnie. Pośród kłębów gazu, słyszę jak mówi bym się pospieszyła.

         Oprócz zawstydzenia, narasta we mnie też złość.