Przepraszam za taką przerwę, ale dość długo nie widziałam się z moją weną twórczą. Mam zarys późniejszych wydarzeń, a ten rozdział był wielką luką, którą trudno mi było jakoś składnie uzupełnić. No ale wyszło jak wyszło. :p
*********************************
- Jedziemy
gdzieś gdzie nie znajdą nas paparazzi, fani ani nasz menager – odzywa się
niespodziewanie Andy po kilkunastu minutach jazdy w ciszy. Patrzę na niego zaskoczona.
Odpowiada mi zawsze kiedy najmniej się tego spodziewam – czyli wtedy kiedy
myślę, że ma mnie akurat głęboko w dupie.
Znajdujemy się na drodze ciągnącej się
wzdłuż wzgórza; po prawej rozciąga się widok na błękitne wody rzeki. Nie zadaję
chłopakowi więcej pytań, choć mam na to ogromną ochotę. Boję się, że znowu mnie
oleje albo uraczy niezbyt miłym komentarzem.
Andy zatrzymuje samochód przed jakimś
barem tuż przy plaży nad zalewem. Chcę już wysiadać, ale chłopak nagle klnie i
cofa z powrotem na jezdnię. Rzucam mu pytające spojrzenie.
- Dlaczego..?
– zaczynam.
- Ronnie Radke
– przewraca oczami, rozpędzając samochód do dużej prędkości – Znasz go?
- Tak, kojarzę
jego zespół ale nie słucham ich – odpowiadam, zapinając z powrótem pas bezpieczeństwa, bo jego wariacka jazda wbiła mnei w fotel. Ann kiedyś mi ich pokazywała,
lecz nie nawróciła mnie na mocniejsze brzmienia.
- Mogłem się
spodziewać – mruczy chłopak pod nosem i bębni palcami w kierownicę - Widziałem
jego samochód, nie sposób nie rozpoznać jego dopieszczonej w każdym calu
miłości. – dopowiada – Znajdziemy coś innego.
Kiwam głową. Skoro jest tu inny zespół
to na pewno są i jacyś fotografowie. Jestem jednak zaskoczona jego miłym
traktowaniem. Nie ogarnę jego bipolarności. Raz jest miły i zachowuje się jakby
mnie naprawdę lubił, a za chwilę warczy na mnie lub olewa i traktuje niechętnie
jakby miał mnie totalnie gdzieś.
Po kilku minutach podjeżdżamy samochodem pod niewielki
lokal na samym szczycie wzgórza skąd rozciąga się rozległy widok na miasto,
rzekę i okolicę. Andy parkuje, a ja rozglądam się z ciekawością; nigdy tu nie
byłam. Zastanawia mnie również czy oni zawsze muszą tak krążyć po mieście i
szukać specjalnego miejsca gdzie mogą coś zjeść w spokoju. Bycie sławnym musi
być naprawdę uciążliwe.
- Tym razem
czysto? – pytam.
- Czysto, mogę
się tobą zająć bez obaw, że ktoś to udokumentuje. Tylko ja mam do tego prawo –
puszcza oczko, a ja wzdycham. Nie wiem czy przyzwyczaję się kiedyś do jego
komentarzy.
Wchodzimy do środka. Chcę usiąść na
zewnątrz ale Andy ignoruje mnie i siada w środku na jednym z krzeseł przy
stoliku obok okna.
- Dlaczego
tutaj? – pytam niezadowolona. Wewnątrz było duszno, wszyscy wylegli na taras.
- Jestem
wampirem, nie lubię słońca – odpowiada i odchyla się na oparcie krzesła. Unoszę
brwi.
- Gryziesz? –
pytam zanim zdążam się powstrzymać.
- Tak, mocno.
Możesz się przekonać jeśli chcesz, Aniele – uśmiecha się zadowolony, a ja czuję
jak na policzki wpełza mi czerwony rumieniec.
Uciekam wzrokiem w bok i zaczynam
rozglądać się po wnętrzu, podczas gdy Andy robi coś na telefonie. Lokal jest urządzony
w starym stylu, nasuwają się mi na myśl klimaty z lat 90. Andy dobrze pasował
do wystroju, nie wyobrażam sobie go w restauracji o pałacowych wnętrzach do
których zwykle chodzę z rodzicami. Śmieję się pod nosem kiedy pośród tych
bogatych biznesmenów i ich snobistycznych rodzinek wyobrażam sobie Andy’ego w jego
motocyklowych butach i skórzanej kurtce, rozwalonego na eleganckim krześle jak
szuka po kieszeniach papierosów.
Nagle
do środka ktoś wchodzi. Jakaś grupka dziewczyn która tak samo jak my siada w
środku. Obrzucam je spojrzeniem i momentalnie kamienieję. Jedną z nich jest
dziewczyna z przesłuchań. Ta która jako jedyna (nie licząc mnie) została po
przesłuchaniach do roli Angel. Pamiętam jak siedziała pod drzwiami, gdy była
moja kolej i wchodziłam do pokoju. Blondynka z licznymi tatuażami na ciele.
Zauważa nas bo prostuje się i lekko
unosi głowę, a później macha ręką na przywitanie. Mówi coś do swoich koleżanek
i rusza w naszym kierunku.
Słyszę jak Andy burczy coś pod nosem.
Wyłapuję parę przekleństw więc chyba nie jest specjalnie zadowolony z jej
towarzystwa.
- Heeej – mówi
dziewczyna kiedy już do nas podchodzi i przytula Andy’ego na przywitanie - nie
spodziewałam się tutaj WAS – akcentuje
ostatnie słowo, patrząc na mnie z rozbawieniem. Od razu zraża mnie tym do
siebie.
Czekam aż Andy nas sobie przedstawi,
ale on tylko mówi:
- Wiesz jaki
potrafię być zaskakujący – mruży oczy i zerka na nią krótko, a ona chichocze
jakby sobie przypomniała coś cudownego.
- Jak
wychodziłam ze studia wasz menager szalał ze złości – wyjęła papierosa z jego
paczki i odpaliła, całkowicie mnie ignorując.
- Niech się
wali. Nie będę przy nim siedział w studiu od świtu do nocy – prycha chłopak.
- No wiesz co!
Będzie mu smutno.. – mówi, przeciągając samogłoski.
- To go
pociesz – odpowiada Andy.
- Wolę inną
rozrywkę, wiesz jaką.. – puszcza mu oczko, a odchodząc, tuż przy mnie strzepuje
popiół na podłogę. Mam wrażenie, że chce mi go wysypać na włosy.
Kiedy blondynka odchodzi w końcu do
swojego stolika, oddycham z ulgą. Andy chowa telefon do kieszeni i oznajmia.
- Wstawaj,
idziemy.
- Co? Dopiero
przyszliśmy – marszczę brwi – Dlaczego tak..?
- Cichaj,
Aniele i słuchaj się mnie – rusza w kierunku drzwi.
To jest wypad na lunch czy wycieczka
objazdowa po wszystkich knajpach w mieście? Rozumiem, że chce uniknąć
rozpoznania, ale tu siedzi tylko jego znajoma ze studia, dlaczego coś mu nie
pasuje?
Wzdycham jednak i idę za nim do
samochodu.
- Czemu nas
nie przedstawiłeś? – pytam kiedy znów jedziemy szeroką drogą na nadbrzeżu. Mam
na myśli blondynkę.
- Bo ona już
cię zna – odpowiada krótko Andy, wbijając wzrok w drogę.
- Skąd? –
pytam zaskoczona. Widziałam ją tylko raz w życiu.
Andy nie odpowiada.
- Ale ja jej
nie znam – po chwili podejmuję wątek – Kto to był?
- Juliet.
Nagrywa z zespołem w tym samym studiu co my – odpowiada, niechętnie. Chyba woli
mi o niej nie opowiadać.
Wyglądam przez okno i krzywię się; nie
sprawiała miłego wrażenia. Nie poprawiał mi nastroju również fakt, że przez
najbliższe dni będę ją widzieć codziennie.
Po kilkunastu minutach zatrzymujemy się
w centrum i wysiadamy. Nie widzę żadnej restauracji w zasięgu wzroku. Odwracam
się do bruneta i otwieram usta, ale on już idzie w dół ulicy. Doganiam go i już
chcę zapytać gdzie idziemy, lecz przerywają mi czyjeś podniecone głosy. Po
chwili widzę podbiegające do Andy’ego dwie dziewczyny. Oczywiście proszą o
autograf i zdjęcie, tak jak zrobiła to Ann parę dni temu. Stoję z boku i
przyglądam się jak chłopak częstuje firmowymi uśmieszkami obie dziewczyny.
- Sorry, że
zapytam, ale to twoja dziewczyna? – odzywa się jedna z nich wskazując na mnie.
- Nie – parska
śmiechem Andy – Ale… - obejmuje obie ramionami i zaczynają razem iść w dół
ulicy – Szykujemy dla was teledysk, ona gra jedną z postaci.
Dziewczyny z ekscytacją zadają kolejne
pytania na temat nagrania, a Andy odpowiada takimi słowami, że nic nie da się
wywnioskować z odpowiedzi. Fanki są jednak usatysfakcjonowane. Po chwili
żegnają się na skrzyżowaniu, a Andy ciągnie mnie za ramię w jakiś zaułek.
- Myślałem że
się już nic dziś nie trafi. Niektóre są takie denerwujące z tymi pytaniami o
wszystko. Spoko, dobrze, że się interesują, ale niektóre są takie wkurzające,
że powinny dostać karę na jakiekolwiek odzywanie się. – narzeka, a ja mrugam
szybko zdziwiona jego nagłą otwartością.
- Nie marudź,
to twoje fanki. – odpowiadam powoli - Oczywiste że się interesują wszystkim i
chcą wszystko wiedzieć. W obecności ich idola wzrasta poziom zdenerwowania,
więc nie dziw się że głupieją w twoim towarzystwie.
- Pokaż mi
jakieś dziewczyny które nie są głupie przez cały czas – mówi, na co robię oburzoną
minę, lecz nie odpowiadam.
Po paru minutach stajemy przed
lodziarnią.
- Serio? –
unoszę brwi.
- Jak nie
chcesz to nie, Jezu – burczy, wzruszając ramionami.
- Chcę, tylko
moja mama jest zdania, że przed nagraniem nie mogę się opychać niezdrowym
jedzeniem… - wyjaśniam.
- Ale jej tu
teraz nie ma… - chłopak rozkłada ręce – Poza tym, dużo stracisz. Tu są
najlepsze lody w mieście, jeszcze takich nie jadłaś, zapewniam.
Przygryzam usta i w końcu ulegam. Biorę
kokosowe; okazuje się, że Andy też uwielbia ten smak. Kobieta z lodziarni
nakłada nam ogromne packi.
- No, próbuj –
uśmiecha się Andy. Próbuję, a chłopak patrzy na mnie z wyczekiwaniem. – No i?
No i? – dopytuje się.
- Pyszne – mówię
szczerze, rozanielona. Rzeczywiście były genialne.
- Mówiłem –
przekrzywia głowę - Najlepsze. Tak jak wszystko co ode mnie.
Przewracam oczami, ale uśmiecham się. Po
zjedzeniu, zerkam na zegarek.
- Mieliśmy być
w studiu o 14:30, a jest już 15 – mówię i spanikowana patrzę na wokalistę.
- Cichaj, nie
psuj nastroju – odpowiada Andy i wolno odpala papierosa.
- Musisz tyle
palić? – pytam, bo naprawdę nie znoszę duszącego zapachu dymu – Nie możesz
poczekać aż się rozejdziemy?
- To sobie
idź, nie trzymam cię tutaj – wzrusza ramionami – Masz wybór albo wracać ze mną,
albo sama szukać transportu.
Przewracam oczami. Wiedziałam, że nie
wytrzymamy dłużej bez jakichkolwiek spięć. Jednak Andy daje mi znak, że idziemy
do samochodu, więc widać puścił moje uwagi mimo uszu. Pali w drodze do studia,
jedziemy więc z opuszczonymi szybami, a wiatr targa moimi włosami na wszystkie
strony. Z radia rozlega się nieznana mi piosenka The Neighbourhood, a ja chłonę
całą sobą ostatnie tchnienia kończącego się lata.
- Ciekawe jak
będzie wyglądać moja rola, co będę musiała robić.. – mówię zamyślona.
- Jak
pójdziesz na zebranie to się dowiesz – odpowiada Andy w swoim zgryźliwym stylu.
Oho. Nie podejmuję rozmowy.
Gdy dojeżdżamy na miejsce, czarnowłosy
zamyka okna i zerka na mnie z szerokim uśmiechem.
- Co? – pytam,
bo zaczyna się cicho śmiać.
- Nic, masz
fryzurę jak po ostrym pieprzeniu.
Czerwienie się na jego słowa i
natychmiast przygładzam włosy w lusterku.
- Sam też masz
taką – mamroczę zawstydzona, zerkając na jego sterczące kosmyki czarnych
włosów.
- Ja mam taką przez
cały czas, specjalnie. U mnie to zawsze wygląda hot – odpowiada i wyłącza
radio.
Wysiadamy z samochodu i kierujemy się
do studia. Z każdym krokiem narasta we mnie panika co z nami zrobią przez to
gigantyczne spóźnienie.
***
Wchodzimy do studia gdzie cały zespół i
ekipa (bez statystów) omawia ogólny zarys teledysku. Gdy stajemy w drzwiach z
Andym, reżyser mierzy nas pochmurnym spojrzeniem, ale nie przerywa swojego
wywodu. Spuszczam głowę, jest mi naprawdę głupio przez to spóźnienie.
Przemykam się cicho na tył, a Andy idzie
za mną spokojnym, nonszalanckim krokiem. Nie widzę nigdzie w zasięgu wzroku
Ann, więc siadam sama na sofie w rogu pomieszczenia. Po chwili zauważam z
zaskoczeniem, że obok mnie siada Andy. Myślałam że ma mnie już dość.
- Nie przejmuj
tym starym zgredem, ponarzeka trochę i porzuca przekleństwami, ale nam odpuści
– mówi, nachylając się ku mnie. Ma na myśli reżysera.
- Nie mogę
uwierzyć że podchodzisz do tego tak olewczo – odpowiadam. – Nie dziwię się, że
jest na nas wkurzony. Jak ma niby zrobić teledysk skoro nie ma dwóch osób z
ekipy?
- Oj przestań,
wyluzuj trochę – przewraca oczami i odchyla się na oparcie kanapy. Wbijam wzrok
w prawy róg białej tablicy wiszącej na ścianie za Jimem i usiłuję się skupić. –
A może chcesz się jakoś odstresować..? –
czuję oddech Andy’ego we włosach, kosmyk jego czarnych włosów muska
mój policzek. Przechodzi mnie dreszcz i
odsuwam się, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Katy,
mówiłem coś do ciebie – słyszę i powracam do rzeczywistości. Reżyser wpatruje
się we mnie karcącym wzrokiem, a mi jest coraz bardziej głupio.
- Przepraszam
– mamroczę zakłopotana, a Andy śmieje się cicho.
- Chyba była
nieco ZAJĘTA – zaakcentował Ashley wymieniając z Andym porozumiewawcze
spojrzenia.
Ignoruję ich głupie gadanie i podnoszę
się z kanapy. Idę do reżysera a kątem oka dostrzegam jak Ashley natychmiast
zajmuje moje miejsce i zaczynają z Andym rozmawiać z ożywieniem, a zaraz potem
wybuchają głośnym śmiechem.
Lepiej dla mnie żebym się nie zadawała
z Andym. Spóźniam się przez niego i jestem często rozkojarzona. Zbyt często
myślę nad tym jak odpowiedzieć na jego zaczepki i jak go czymś zagiąć. Poza tym
męczy mnie jego dziwne zachowanie.
Kiedy podchodzę do Jima, przepraszam go
i wyjaśniam dlaczego się spóźniliśmy. Nie widzę sensu żeby kłamać, tym bardziej,
że wina nie leży po mojej stronie. No, przynajmniej nie całkowicie.
Reżyser nie wydaje się być aż tak wkurzony
jak zakładałam, jedynie kiwa głowa z rezygnacją. Widać jest już przyzwyczajony
do wybryków wokalisty. Zapowiada jedynie, że pogada o tym z jego menagerem i
tym kończy temat.
Jim wyjaśnia mi jak będzie wyglądał
teledysk i co mam robić. Ogółem akcja będzie się dziać w ruinach miasta Los
Angeles, a upadłe anioły mają spadać na ziemię w kulach ognia. Najpierw zespół,
a tuż po nich ,,upadnę” ja. Mam się tylko rozejrzeć, nic nie mówić. Niby nic
skomplikowanego ale chcę się przygotować by wypaść jak najlepiej. Na jutro
reżyser zarządza przymiarkę strojów i próbę całej akcji teledysku.
Po uzgodnieniu planu, w pokoju pojawia
się menager zespołu, a Jim wychodzi wraz z nim na korytarz. Chcę przejrzeć
jeszcze raz plan nagrania który zostawił
na biurku, lecz zanim zdążam sięgnąć po niego ręką, Ash staje na kanapie i
wyciąga ręce w górę.
- Dziś
impreza! – wrzeszczy.
- Co Ty pieprzysz?
– mruczy CC, który chyba przysnął podczas przemowy reżysera.
- Jeszcze nic
– szczerzy się Ash – ale to tylko kwestia czasu. Dziś wieczorem całą grupą
idziemy do klubu, trzeba się lepiej poznać! – nakręca się do tego pomysłu coraz
bardziej.
- Jestem za! –
oświadcza Jake i idzie z Ashem by powiadomić wszystkich członków ekipy, którzy zdążyli się już
rozejść.
Wzdycham i czytam po raz kolejny plan. Nie
słucham informacji dotyczących imprezy, nie mam zamiaru na nią iść. Rzadko
bywam w klubach, nie lubię i nie przepadam za takimi klimatami.
Zaczynam się nudzić, więc idę poszukać
Annie, byśmy mogły już pojechać do domu. Wychodzę na korytarz i zamiast niej,
widzę Liama. Niesie w ramionach jakieś pudła i kieruje się w stronę garderoby.
Podchodzę i oferuję mu pomoc.
- Słyszałaś o
imprezie? – pyta mnie, stawiając kartony na ziemi.
- Kto by nie
słyszał, Ash trąbi o tym tak, że słychać go w całym budynku – wzdycham i biorę
pierwsze pudełko z brzegu żeby go trochę odciążyć. Ciężkie.
- Wybierasz
się? – chwyta z powrotem pozostałe kartony i rusza do pokoju. – Bo wiesz,
fajnie by było tam mieć jakieś normalne towarzystwo…
- To
zaproszenie? - unoszę brwi, z lekkim
uśmiechem. – Nie, raczej nie idę. Nie lubię takich miejsc.. – mówię, a on robi
smutną minę.
Szkoda mi mu odmawiać. Nie chcę jednak
iść do klubu gdzie półprzytomne nastolatki wieszają się na sobie i ocierają w
tańcu ledwo kontaktując z rzeczywistością. Liam ma jednak taką proszącą minę,
że coraz bardziej się waham i ostatecznie zgadzam się. Postanawiam, że posiedzę
tam chwilę i wrócę. Jutro nie muszę zrywać się rano na zajęcia, więc mogę sobie
pozwolić na późniejszy powrót dziś w nocy.
Odkładamy z Liamem pudła na ziemię.
- Co w nich
jest? – pytam zaciekawiona.
- Stroje na
jutro – odpowiada chłopak. Twój wisi na wieszaku, tu są ubrania dla zespołu,
rzeczy do makijażu…
- Będą
wymalowani jak w Perfect Weapon? – pytam.
- A myślałem
że nie znasz naszej dyskografii – odpowiada mi czyjś głęboki głos.
Odwracam się i przy drzwiach widzę
Andy’ego zaciągającego się papierosem. Rzuca niedopałek na ziemię, na co ja
prawie prycham z oburzeniem. Powstrzymuję się jednak od zwrócenia mu uwagi.
- Poznanie jej było akurat konieczne – odpowiadam. – Liam, wiesz gdzie jest Annie? – zwracam się do
bruneta, ignorując czarnowłosego.
- Chyba poszła
po kawę… Powinna niedługo wrócić – odpowiada Liam. Wyczuwam, że spiął się przez
obecność Andy’ego.
- Wybacz Andy,
ale nie możesz nam poprzeszkadzać, mamy trochę roboty – odpowiadam i zamykam mu
drzwi przed nosem, na co on mierzy mnie wściekłym spojrzeniem. Kiedy się cofa
dostrzegam w jego oczach odrobinę zaskoczenia.
- Dzięki, że
się go pozbyłaś. Masz charakterek – śmieje się Liam.
Pomagam mu wyładować stroje oraz
akcesoria z pudeł i odkładamy je na wyznaczone miejsca w garderobie. Wszystko
jest ciemne, ma skórzane wstawki i ćwieki. Dostrzegam tez dużo czarnej farby i przez to trochę boję się jutra.
Zastanawiam
się też jak oni chcą normalnie pracować po całej nieprzespanej nocy w klubie.
Porzucam jednak myśl o tym, to ich sprawa. Współczuję jedynie reżyserowi i ich
menagerowi. Widziałam że jak rozmawiali ze sobą po zebraniu, nie wydawali się
być zbyt zadowoleni.
Kiedy kończymy wracam do pokoju zebrań.
Na jednej z kanap dostrzegam Annie. Gdy mnie widzi podchodzi z szerokim
uśmiechem.
- Andy mówił, że
mnie szukałaś – odzywa się, a ja unoszę jedną brew, zaskoczona.
- Tak, chcę
już iść do domu – mówię, a ona kiwa głową, bierze torebkę z kanapy i żegna się
z zespołem.
- Słyszałaś o
imprezie? – chwyta mnie pod ramię, kiedy kierujemy się do wyjścia. – Idziemy,
prawda? Mam już genialną sukienkę…
Spoglądam ku niebu. To kolejny powód dla
którego powinnam tam pójść. Nie mogę zostawić Annie samej. Kto wie co zrobi kiedy
się upije w obecności jej ulubionego zespołu. Coś czego będzie później
żałować, a potem będzie wypłakiwać się mi przez najbliższy czas. Muszę jej dopilnować,
by nie robiła głupstw.
- Idziemy,
prawda? – pyta powtórnie Annie.
- Idziemy –
potwierdzam, a ona wyrzuca pieść w górę mówiąc bezgłośne ,,yes!”. Zaczyna mi
opowiadać w czym pójdzie i co planuje zrobić.
Wychodzimy przed budynek i wolno
kierujemy się na przystanek autobusowy.
- Ash obiecał
mi taniec… - kontynuuje plany imprezowe – A właśnie, gdzie się dziś podziewałaś
z Andym? Opowiadaj ze wszystkimi szczegółami! – dźga mnie palcem.
- Nie ma co
opowiadać… - mamroczę.
- Czy wy,
dzieci, robiliście coś czego nie powinniście? – pyta ze śmiertelnie poważną
miną, na co śmieję się cicho.
Nagle do Annie przychodzi wiadomość, co
ratuje mnie od odpowiedzi.
- Przyjadą po
nas o 21, podam im Twój adres, okej? Przyjdę do ciebie i razem będziemy robić
się na bóstwo! – mówi, jednocześnie im odpisując. Chcę zaprotestować, bo nie
podoba mi się to że będą wiedzieć gdzie mieszkam. Jednak wzdycham tylko z
rezygnacją i pozwalam jej napisać co chce. Nic się raczej przecież nie stanie.
Może nie będą stać pod moim domem dzień i noc albo nie zamówią 40 kartonów
pizzy na mój adres. Może naprawdę za bardzo panikuję i potrzebne mi coś na
odstresowanie się?
Żegnam
się z Annie i wsiadam do autobusu. Jadąc do domu otrzymuję wiadomość od
menagera zespołu.
~~,,Jutro
chciałbym z Tobą porozmawiać, sprawy biznesowe. Przyjdź wcześniej, o 15” .
Marszczę brwi. Zastanawiam się o co
może chodzić. Wiem, że rozmawiał dziś z reżyserem dość długo na osobności. Czy
to odnośnie mojej roli..?
Nagle przejeżdżając obok dojo, przypominam
sobie, że dziś mam trening karate. Nie opuściłam żadnych zajęć od mojego
pierwszego treningu. Zaciskam usta. Nagle czuję się rozdarta. Albo
trening albo impreza. Nie mogę oblecieć dwóch rzeczy, muszę wybrać jedno. Ale
trening mam co dwa dni, a taka impreza może mi się trafić raz w życiu… Wysiadam
pod domem wahając się co do decyzji, ale ciekawość bierze górę nad rozsądkiem. Coś
mi każe napisać do Ann, jakbym musiała sama się dodatkowo utwierdzić w podjęciu
decyzji.
--,,Idziemy.
Bądź u mnie o 19”
Mam przeczucie że coś się wydarzy.