środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 5 ,,End of the Day"

Przepraszam za taką przerwę, ale dość długo nie widziałam się z moją weną twórczą. Mam zarys późniejszych wydarzeń, a ten rozdział był wielką luką, którą trudno mi było jakoś składnie uzupełnić. No ale wyszło jak wyszło. :p

*********************************

- Jedziemy gdzieś gdzie nie znajdą nas paparazzi, fani ani nasz menager – odzywa się niespodziewanie Andy po kilkunastu minutach jazdy w ciszy. Patrzę na niego zaskoczona. Odpowiada mi zawsze kiedy najmniej się tego spodziewam – czyli wtedy kiedy myślę, że ma mnie akurat głęboko w dupie.
         Znajdujemy się na drodze ciągnącej się wzdłuż wzgórza; po prawej rozciąga się widok na błękitne wody rzeki. Nie zadaję chłopakowi więcej pytań, choć mam na to ogromną ochotę. Boję się, że znowu mnie oleje albo uraczy niezbyt miłym komentarzem.
         Andy zatrzymuje samochód przed jakimś barem tuż przy plaży nad zalewem. Chcę już wysiadać, ale chłopak nagle klnie i cofa z powrotem na jezdnię. Rzucam mu pytające spojrzenie.
- Dlaczego..? – zaczynam.
- Ronnie Radke – przewraca oczami, rozpędzając samochód do dużej prędkości –  Znasz go?
- Tak, kojarzę jego zespół ale nie słucham ich – odpowiadam, zapinając z powrótem pas bezpieczeństwa, bo jego wariacka jazda wbiła mnei w fotel. Ann kiedyś mi ich pokazywała, lecz nie nawróciła mnie na mocniejsze brzmienia. 
- Mogłem się spodziewać – mruczy chłopak pod nosem i bębni palcami w kierownicę - Widziałem jego samochód, nie sposób nie rozpoznać jego dopieszczonej w każdym calu miłości. – dopowiada – Znajdziemy coś innego.
         Kiwam głową. Skoro jest tu inny zespół to na pewno są i jacyś fotografowie. Jestem jednak zaskoczona jego miłym traktowaniem. Nie ogarnę jego bipolarności. Raz jest miły i zachowuje się jakby mnie naprawdę lubił, a za chwilę warczy na mnie lub olewa i traktuje niechętnie jakby miał mnie totalnie gdzieś.
         Po kilku minutach podjeżdżamy samochodem pod niewielki lokal na samym szczycie wzgórza skąd rozciąga się rozległy widok na miasto, rzekę i okolicę. Andy parkuje, a ja rozglądam się z ciekawością; nigdy tu nie byłam. Zastanawia mnie również czy oni zawsze muszą tak krążyć po mieście i szukać specjalnego miejsca gdzie mogą coś zjeść w spokoju. Bycie sławnym musi być naprawdę uciążliwe.
- Tym razem czysto? – pytam.
- Czysto, mogę się tobą zająć bez obaw, że ktoś to udokumentuje. Tylko ja mam do tego prawo – puszcza oczko, a ja wzdycham. Nie wiem czy przyzwyczaję się kiedyś do jego komentarzy.
         Wchodzimy do środka. Chcę usiąść na zewnątrz ale Andy ignoruje mnie i siada w środku na jednym z krzeseł przy stoliku obok okna.
- Dlaczego tutaj? – pytam niezadowolona. Wewnątrz było duszno, wszyscy wylegli na taras.
- Jestem wampirem, nie lubię słońca – odpowiada i odchyla się na oparcie krzesła. Unoszę brwi.
- Gryziesz? – pytam zanim zdążam się powstrzymać.
- Tak, mocno. Możesz się przekonać jeśli chcesz, Aniele – uśmiecha się zadowolony, a ja czuję jak na policzki wpełza mi czerwony rumieniec.
         Uciekam wzrokiem w bok i zaczynam rozglądać się po wnętrzu, podczas gdy Andy robi coś na telefonie. Lokal jest urządzony w starym stylu, nasuwają się mi na myśl klimaty z lat 90. Andy dobrze pasował do wystroju, nie wyobrażam sobie go w restauracji o pałacowych wnętrzach do których zwykle chodzę z rodzicami. Śmieję się pod nosem kiedy pośród tych bogatych biznesmenów i ich snobistycznych rodzinek wyobrażam sobie Andy’ego w jego motocyklowych butach i skórzanej kurtce, rozwalonego na eleganckim krześle jak szuka po kieszeniach papierosów.
          Nagle do środka ktoś wchodzi. Jakaś grupka dziewczyn która tak samo jak my siada w środku. Obrzucam je spojrzeniem i momentalnie kamienieję. Jedną z nich jest dziewczyna z przesłuchań. Ta która jako jedyna (nie licząc mnie) została po przesłuchaniach do roli Angel. Pamiętam jak siedziała pod drzwiami, gdy była moja kolej i wchodziłam do pokoju. Blondynka z licznymi tatuażami na ciele. Zauważa  nas bo prostuje się i lekko unosi głowę, a później macha ręką na przywitanie. Mówi coś do swoich koleżanek i rusza w naszym kierunku.
         Słyszę jak Andy burczy coś pod nosem. Wyłapuję parę przekleństw więc chyba nie jest specjalnie zadowolony z jej towarzystwa.
- Heeej – mówi dziewczyna kiedy już do nas podchodzi i przytula Andy’ego na przywitanie - nie spodziewałam się  tutaj WAS – akcentuje ostatnie słowo, patrząc na mnie z rozbawieniem. Od razu zraża mnie tym do siebie.
         Czekam aż Andy nas sobie przedstawi, ale on tylko mówi:
- Wiesz jaki potrafię być zaskakujący – mruży oczy i zerka na nią krótko, a ona chichocze jakby sobie przypomniała coś cudownego.
- Jak wychodziłam ze studia wasz menager szalał ze złości – wyjęła papierosa z jego paczki i odpaliła, całkowicie mnie ignorując.
- Niech się wali. Nie będę przy nim siedział w studiu od świtu do nocy – prycha chłopak.
- No wiesz co! Będzie mu smutno.. – mówi, przeciągając samogłoski.
- To go pociesz – odpowiada Andy.
- Wolę inną rozrywkę, wiesz jaką.. – puszcza mu oczko, a odchodząc, tuż przy mnie strzepuje popiół na podłogę. Mam wrażenie, że chce mi go wysypać na włosy.
         Kiedy blondynka odchodzi w końcu do swojego stolika, oddycham z ulgą. Andy chowa telefon do kieszeni i oznajmia.
- Wstawaj, idziemy.
- Co? Dopiero przyszliśmy – marszczę brwi – Dlaczego tak..?
- Cichaj, Aniele i słuchaj się mnie – rusza w kierunku drzwi.
         To jest wypad na lunch czy wycieczka objazdowa po wszystkich knajpach w mieście? Rozumiem, że chce uniknąć rozpoznania, ale tu siedzi tylko jego znajoma ze studia, dlaczego coś mu nie pasuje?
         Wzdycham jednak i idę za nim do samochodu.
- Czemu nas nie przedstawiłeś? – pytam kiedy znów jedziemy szeroką drogą na nadbrzeżu. Mam na myśli blondynkę.
- Bo ona już cię zna – odpowiada krótko Andy, wbijając wzrok w drogę.
- Skąd? – pytam zaskoczona. Widziałam ją tylko raz w życiu.
         Andy nie odpowiada.
- Ale ja jej nie znam – po chwili podejmuję wątek – Kto to był?
- Juliet. Nagrywa z zespołem w tym samym studiu co my – odpowiada, niechętnie. Chyba woli mi o niej nie opowiadać.
         Wyglądam przez okno i krzywię się; nie sprawiała miłego wrażenia. Nie poprawiał mi nastroju również fakt, że przez najbliższe dni będę ją widzieć codziennie.
         Po kilkunastu minutach zatrzymujemy się w centrum i wysiadamy. Nie widzę żadnej restauracji w zasięgu wzroku. Odwracam się do bruneta i otwieram usta, ale on już idzie w dół ulicy. Doganiam go i już chcę zapytać gdzie idziemy, lecz przerywają mi czyjeś podniecone głosy. Po chwili widzę podbiegające do Andy’ego dwie dziewczyny. Oczywiście proszą o autograf i zdjęcie, tak jak zrobiła to Ann parę dni temu. Stoję z boku i przyglądam się jak chłopak częstuje firmowymi uśmieszkami obie dziewczyny.
- Sorry, że zapytam, ale to twoja dziewczyna? – odzywa się jedna z nich wskazując na mnie.
- Nie – parska śmiechem Andy – Ale… - obejmuje obie ramionami i zaczynają razem iść w dół ulicy – Szykujemy dla was teledysk, ona gra jedną z postaci.
         Dziewczyny z ekscytacją zadają kolejne pytania na temat nagrania, a Andy odpowiada takimi słowami, że nic nie da się wywnioskować z odpowiedzi. Fanki są jednak usatysfakcjonowane. Po chwili żegnają się na skrzyżowaniu, a Andy ciągnie mnie za ramię w jakiś zaułek.
- Myślałem że się już nic dziś nie trafi. Niektóre są takie denerwujące z tymi pytaniami o wszystko. Spoko, dobrze, że się interesują, ale niektóre są takie wkurzające, że powinny dostać karę na jakiekolwiek odzywanie się. – narzeka, a ja mrugam szybko zdziwiona jego nagłą otwartością.
- Nie marudź, to twoje fanki. – odpowiadam powoli - Oczywiste że się interesują wszystkim i chcą wszystko wiedzieć. W obecności ich idola wzrasta poziom zdenerwowania, więc nie dziw się że głupieją w twoim towarzystwie.
- Pokaż mi jakieś dziewczyny które nie są głupie przez cały czas – mówi, na co robię oburzoną minę, lecz nie odpowiadam.  
         Po paru minutach stajemy przed lodziarnią.
- Serio? – unoszę brwi.
- Jak nie chcesz to nie, Jezu – burczy, wzruszając ramionami.  
- Chcę, tylko moja mama jest zdania, że przed nagraniem nie mogę się opychać niezdrowym jedzeniem… - wyjaśniam.
- Ale jej tu teraz nie ma… - chłopak rozkłada ręce – Poza tym, dużo stracisz. Tu są najlepsze lody w mieście, jeszcze takich nie jadłaś, zapewniam.
         Przygryzam usta i w końcu ulegam. Biorę kokosowe; okazuje się, że Andy też uwielbia ten smak. Kobieta z lodziarni nakłada nam ogromne packi.
- No, próbuj – uśmiecha się Andy. Próbuję, a chłopak patrzy na mnie z wyczekiwaniem. – No i? No i? – dopytuje się.
- Pyszne – mówię szczerze, rozanielona. Rzeczywiście były genialne.  
- Mówiłem – przekrzywia głowę - Najlepsze. Tak jak wszystko co ode mnie.
         Przewracam oczami, ale uśmiecham się. Po zjedzeniu, zerkam na zegarek.
- Mieliśmy być w studiu o 14:30, a jest już 15 – mówię i spanikowana patrzę na wokalistę.
- Cichaj, nie psuj nastroju – odpowiada Andy i wolno odpala papierosa.
- Musisz tyle palić? – pytam, bo naprawdę nie znoszę duszącego zapachu dymu – Nie możesz poczekać aż się rozejdziemy?
- To sobie idź, nie trzymam cię tutaj – wzrusza ramionami – Masz wybór albo wracać ze mną, albo sama szukać transportu.
         Przewracam oczami. Wiedziałam, że nie wytrzymamy dłużej bez jakichkolwiek spięć. Jednak Andy daje mi znak, że idziemy do samochodu, więc widać puścił moje uwagi mimo uszu. Pali w drodze do studia, jedziemy więc z opuszczonymi szybami, a wiatr targa moimi włosami na wszystkie strony. Z radia rozlega się nieznana mi piosenka The Neighbourhood, a ja chłonę całą sobą ostatnie tchnienia kończącego się lata.
- Ciekawe jak będzie wyglądać moja rola, co będę musiała robić.. – mówię zamyślona.
- Jak pójdziesz na zebranie to się dowiesz – odpowiada Andy w swoim zgryźliwym stylu. Oho. Nie podejmuję rozmowy.
         Gdy dojeżdżamy na miejsce, czarnowłosy zamyka okna i zerka na mnie z szerokim uśmiechem.
- Co? – pytam, bo zaczyna się cicho śmiać.
- Nic, masz fryzurę jak po ostrym pieprzeniu.
         Czerwienie się na jego słowa i natychmiast przygładzam włosy w lusterku.
- Sam też masz taką – mamroczę zawstydzona, zerkając na jego sterczące kosmyki czarnych włosów.
- Ja mam taką przez cały czas, specjalnie. U mnie to zawsze wygląda hot – odpowiada i wyłącza radio.
         Wysiadamy z samochodu i kierujemy się do studia. Z każdym krokiem narasta we mnie panika co z nami zrobią przez to gigantyczne spóźnienie.

***

         Wchodzimy do studia gdzie cały zespół i ekipa (bez statystów) omawia ogólny zarys teledysku. Gdy stajemy w drzwiach z Andym, reżyser mierzy nas pochmurnym spojrzeniem, ale nie przerywa swojego wywodu. Spuszczam głowę, jest mi naprawdę głupio przez to spóźnienie.
         Przemykam się cicho na tył, a Andy idzie za mną spokojnym, nonszalanckim krokiem. Nie widzę nigdzie w zasięgu wzroku Ann, więc siadam sama na sofie w rogu pomieszczenia. Po chwili zauważam z zaskoczeniem, że obok mnie siada Andy. Myślałam że ma mnie już dość.
- Nie przejmuj tym starym zgredem, ponarzeka trochę i porzuca przekleństwami, ale nam odpuści – mówi, nachylając się ku mnie. Ma na myśli reżysera.
- Nie mogę uwierzyć że podchodzisz do tego tak olewczo – odpowiadam. – Nie dziwię się, że jest na nas wkurzony. Jak ma niby zrobić teledysk skoro nie ma dwóch osób z ekipy?
- Oj przestań, wyluzuj trochę – przewraca oczami i odchyla się na oparcie kanapy. Wbijam wzrok w prawy róg białej tablicy wiszącej na ścianie za Jimem i usiłuję się skupić. – A może chcesz  się jakoś odstresować..? – czuję  oddech Andy’ego  we włosach, kosmyk jego czarnych włosów muska mój policzek.  Przechodzi mnie dreszcz i odsuwam się, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Katy, mówiłem coś do ciebie – słyszę i powracam do rzeczywistości. Reżyser wpatruje się we mnie karcącym wzrokiem, a mi jest coraz bardziej głupio.
- Przepraszam – mamroczę zakłopotana, a Andy śmieje się cicho.
- Chyba była nieco ZAJĘTA – zaakcentował Ashley wymieniając z Andym porozumiewawcze spojrzenia.
         Ignoruję ich głupie gadanie i podnoszę się z kanapy. Idę do reżysera a kątem oka dostrzegam jak Ashley natychmiast zajmuje moje miejsce i zaczynają z Andym rozmawiać z ożywieniem, a zaraz potem wybuchają głośnym śmiechem.
         Lepiej dla mnie żebym się nie zadawała z Andym. Spóźniam się przez niego i jestem często rozkojarzona. Zbyt często myślę nad tym jak odpowiedzieć na jego zaczepki i jak go czymś zagiąć. Poza tym męczy mnie jego dziwne zachowanie.
         Kiedy podchodzę do Jima, przepraszam go i wyjaśniam dlaczego się spóźniliśmy. Nie widzę sensu żeby kłamać, tym bardziej, że wina nie leży po mojej stronie. No, przynajmniej nie całkowicie.
         Reżyser nie wydaje się być aż tak wkurzony jak zakładałam, jedynie kiwa głowa z rezygnacją. Widać jest już przyzwyczajony do wybryków wokalisty. Zapowiada jedynie, że pogada o tym z jego menagerem i tym kończy temat.
         Jim wyjaśnia mi jak będzie wyglądał teledysk i co mam robić. Ogółem akcja będzie się dziać w ruinach miasta Los Angeles, a upadłe anioły mają spadać na ziemię w kulach ognia. Najpierw zespół, a tuż po nich ,,upadnę” ja. Mam się tylko rozejrzeć, nic nie mówić. Niby nic skomplikowanego ale chcę się przygotować by wypaść jak najlepiej. Na jutro reżyser zarządza przymiarkę strojów i próbę całej akcji teledysku.
         Po uzgodnieniu planu, w pokoju pojawia się menager zespołu, a Jim wychodzi wraz z nim na korytarz. Chcę przejrzeć jeszcze raz plan nagrania  który zostawił na biurku, lecz zanim zdążam sięgnąć po niego ręką, Ash staje na kanapie i wyciąga ręce w górę.
- Dziś impreza! – wrzeszczy.
- Co Ty pieprzysz? – mruczy CC, który chyba przysnął podczas przemowy reżysera.
- Jeszcze nic – szczerzy się Ash – ale to tylko kwestia czasu. Dziś wieczorem całą grupą idziemy do klubu, trzeba się lepiej poznać! – nakręca się do tego pomysłu coraz bardziej.
- Jestem za! – oświadcza Jake i idzie z Ashem by powiadomić wszystkich  członków ekipy, którzy zdążyli się już rozejść.
          Wzdycham i czytam po raz kolejny plan. Nie słucham informacji dotyczących imprezy, nie mam zamiaru na nią iść. Rzadko bywam w klubach, nie lubię i nie przepadam za takimi klimatami.
         Zaczynam się nudzić, więc idę poszukać Annie, byśmy mogły już pojechać do domu. Wychodzę na korytarz i zamiast niej, widzę Liama. Niesie w ramionach jakieś pudła i kieruje się w stronę garderoby. Podchodzę i oferuję mu pomoc.
- Słyszałaś o imprezie? – pyta mnie, stawiając kartony na ziemi.
- Kto by nie słyszał, Ash trąbi o tym tak, że słychać go w całym budynku – wzdycham i biorę pierwsze pudełko z brzegu żeby go trochę odciążyć. Ciężkie.
- Wybierasz się? – chwyta z powrotem pozostałe kartony i rusza do pokoju. – Bo wiesz, fajnie by było tam mieć jakieś normalne towarzystwo…
- To zaproszenie?  - unoszę brwi, z lekkim uśmiechem. – Nie, raczej nie idę. Nie lubię takich miejsc.. – mówię, a on robi smutną minę.
         Szkoda mi mu odmawiać. Nie chcę jednak iść do klubu gdzie półprzytomne nastolatki wieszają się na sobie i ocierają w tańcu ledwo kontaktując z rzeczywistością. Liam ma jednak taką proszącą minę, że coraz bardziej się waham i ostatecznie zgadzam się. Postanawiam, że posiedzę tam chwilę i wrócę. Jutro nie muszę zrywać się rano na zajęcia, więc mogę sobie pozwolić na późniejszy powrót dziś w nocy.
         Odkładamy z Liamem pudła na ziemię.
- Co w nich jest? – pytam zaciekawiona.
- Stroje na jutro – odpowiada chłopak. Twój wisi na wieszaku, tu są ubrania dla zespołu, rzeczy do makijażu…
- Będą wymalowani jak w Perfect Weapon? – pytam.
- A myślałem że nie znasz naszej dyskografii – odpowiada mi czyjś głęboki głos.
         Odwracam się i przy drzwiach widzę Andy’ego zaciągającego się papierosem. Rzuca niedopałek na ziemię, na co ja prawie prycham z oburzeniem. Powstrzymuję się jednak od zwrócenia mu uwagi.
- Poznanie jej było akurat konieczne – odpowiadam. – Liam, wiesz gdzie jest Annie? – zwracam się do bruneta, ignorując czarnowłosego.
- Chyba poszła po kawę… Powinna niedługo wrócić – odpowiada Liam. Wyczuwam, że spiął się przez obecność Andy’ego.
- Wybacz Andy, ale nie możesz nam poprzeszkadzać, mamy trochę roboty – odpowiadam i zamykam mu drzwi przed nosem, na co on mierzy mnie wściekłym spojrzeniem. Kiedy się cofa dostrzegam w jego oczach odrobinę zaskoczenia.
- Dzięki, że się go pozbyłaś. Masz charakterek – śmieje się Liam.
         Pomagam mu wyładować stroje oraz akcesoria z pudeł i odkładamy je na wyznaczone miejsca w garderobie. Wszystko jest ciemne, ma skórzane wstawki i ćwieki. Dostrzegam tez dużo czarnej farby i przez to trochę boję się jutra.
Zastanawiam się też jak oni chcą normalnie pracować po całej nieprzespanej nocy w klubie. Porzucam jednak myśl o tym, to ich sprawa. Współczuję jedynie reżyserowi i ich menagerowi. Widziałam że jak rozmawiali ze sobą po zebraniu, nie wydawali się być zbyt zadowoleni.
         Kiedy kończymy wracam do pokoju zebrań. Na jednej z kanap dostrzegam Annie. Gdy mnie widzi podchodzi z szerokim uśmiechem.
- Andy mówił, że mnie szukałaś – odzywa się, a ja unoszę jedną brew, zaskoczona.
- Tak, chcę już iść do domu – mówię, a ona kiwa głową, bierze torebkę z kanapy i żegna się z zespołem.
- Słyszałaś o imprezie? – chwyta mnie pod ramię, kiedy kierujemy się do wyjścia. – Idziemy, prawda? Mam już genialną sukienkę…
         Spoglądam ku niebu. To kolejny powód dla którego powinnam tam pójść. Nie mogę zostawić Annie samej. Kto wie co zrobi kiedy się upije w obecności jej ulubionego zespołu. Coś czego będzie później żałować, a potem będzie wypłakiwać się mi przez najbliższy czas. Muszę jej dopilnować, by nie robiła głupstw.
- Idziemy, prawda? – pyta powtórnie Annie.
- Idziemy – potwierdzam, a ona wyrzuca pieść w górę mówiąc bezgłośne ,,yes!”. Zaczyna mi opowiadać w czym pójdzie i co planuje zrobić.
         Wychodzimy przed budynek i wolno kierujemy się na przystanek autobusowy.
- Ash obiecał mi taniec… - kontynuuje plany imprezowe – A właśnie, gdzie się dziś podziewałaś z Andym? Opowiadaj ze wszystkimi szczegółami! – dźga mnie palcem.
- Nie ma co opowiadać… - mamroczę.
- Czy wy, dzieci, robiliście coś czego nie powinniście? – pyta ze śmiertelnie poważną miną, na co śmieję się cicho.
         Nagle do Annie przychodzi wiadomość, co ratuje mnie od odpowiedzi.
- Przyjadą po nas o 21, podam im Twój adres, okej? Przyjdę do ciebie i razem będziemy robić się na bóstwo! – mówi, jednocześnie im odpisując. Chcę zaprotestować, bo nie podoba mi się to że będą wiedzieć gdzie mieszkam. Jednak wzdycham tylko z rezygnacją i pozwalam jej napisać co chce. Nic się raczej przecież nie stanie. Może nie będą stać pod moim domem dzień i noc albo nie zamówią 40 kartonów pizzy na mój adres. Może naprawdę za bardzo panikuję i potrzebne mi coś na odstresowanie się?
         Żegnam się z Annie i wsiadam do autobusu. Jadąc do domu otrzymuję wiadomość od menagera zespołu.

~~,,Jutro chciałbym z Tobą porozmawiać, sprawy biznesowe. Przyjdź wcześniej, o 15”.

         Marszczę brwi. Zastanawiam się o co może chodzić. Wiem, że rozmawiał dziś z reżyserem dość długo na osobności. Czy to odnośnie mojej roli..?
          Nagle przejeżdżając obok dojo, przypominam sobie, że dziś mam trening karate. Nie opuściłam żadnych zajęć od mojego pierwszego treningu. Zaciskam  usta. Nagle czuję się rozdarta. Albo trening albo impreza. Nie mogę oblecieć dwóch rzeczy, muszę wybrać jedno. Ale trening mam co dwa dni, a taka impreza może mi się trafić raz w życiu… Wysiadam pod domem wahając się co do decyzji, ale ciekawość bierze górę nad rozsądkiem. Coś mi każe napisać do Ann, jakbym musiała sama się dodatkowo utwierdzić w podjęciu decyzji.

--,,Idziemy. Bądź u mnie o 19”

         Mam przeczucie że coś się wydarzy.  

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 4 ,,Temporary fix"



         Kiedy charakteryzatorka wraca, zawstydzenie już całkiem zamienia się w złość. Jak on mógł tu sobie po prostu wejść gdy się przebierałam i na moją prośbę by się oddalił podejść jak na złość jeszcze bliżej mnie? I to dmuchnięcie na mnie dymem papierosowym. Jestem przekonana, że szybko się nie pozbędę tego zapachu.
         Wkurzona zachowaniem wokalisty zakładam szybko przyniesione dla mnie ubranie i wychodzę do chłopaków. Słyszę jak Ashley gwiżdże i widzę jak inni wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
- Obróć się – nakazuje Christian, a ja robiąc to słyszę komentarze:
- Dodamy skrzydła z czarnymi końcówkami…
- I makijaż. Kreski i ciemny cień powinny wystarczyć. Nie pomalujemy jej jak innych na planie. Ma być czysta.
- Wiemy, Andy, wiemy… - śmieje się Ashley.
- A co do włosów… Chodź do nas Katy. Bliżej… - macha ręką CC.
- Farbowane? – pyta perkusista kiedy już do nich podchodzę.
- Nie, to mój naturalny kolor – odpowiadam.
- Perfekcyjnie, styliści nie będą mieli z nią za dużo roboty.
- A nie mówiłem? Idealna – szczerzy się Andy, kończąc papierosa. To już jego drugi w przeciągu godziny. Stanowczo za dużo pali.
         Po rozmowie CC mówi, że mogę już iść się przebrać, co robię z ulgą. Kiedy zwracam ubranie charakteryzatorce, kobieta mówi:
- Andrew powiedział, że możesz to zatrzymać – wskazuje ciemny koronkowy stanik, którego w życiu bym nie kupiła, a który musiałam założyć do sukienki.
- Ale… - protestuję, lecz ona wciska mi go w dłonie, mówiąc:
- Bierz. Modelki przecież często dostają coś za udział w projekcie – odpowiada, a ja chowam otrzymany prezent na dnie torby. Nigdy nie założę czegoś tak odważnego z własnej woli. Jednak mimo wszystko muszę przyznać: podobałam się w nim sobie.
         Tymczasem do salki zaczyna wchodzić więcej osób. Ci ,,czarni” z korytarza. Przemykam niezauważalnie do drzwi, przy których wpadam na Annie.
- Dostałaś się? – pyta, a ja kiwam głową. – Calm your tits, girl, bo twój entuzjazm powala – parska śmiechem.
- Możemy już iść? –  odzywam się rozglądając się wokół, nie chcę się widzieć z Andym od czasu spotkania za parawanem.
- Zostaję – szczerzy się Ann – kandyduję na stanowisko upadłego anioła, to pojedyncze rólki, będziemy robić w teledysku tłum – wyjaśnia.
- Wiedzą, że się znamy, więc pewnie cię przyjmą bez problemu – wzdycham.
- Na to liczę – mruga i znika za drzwiami, a ja osuwam się na krzesło.
         Nagle z garderoby wychodzi jakiś mężczyzna na oko 30 lat. Rozmawiając przez telefon, rzuca mi pytające spojrzenie, a po chwili rozłącza się.
- Ty jesteś… - odzywa się, gestykulując rękami.
- Katy – odpowiadam, podnosząc się z miejsca – Chłopcy wybrali mnie do teledysku.
 - Ach, widzę. Jestem Jim. – przedstawia się i unosi jeden kącik ust do góry, przyglądając mi się badawczo – Który to ma taki dobry gust?
- Eee… - mamroczę, ale od odpowiedzi ratuje mnie pojawienie się w drzwiach Jake’a. Jim przeprasza mnie i idzie do pokoju przesłuchań.
- Jutro pracujemy nad koncepcją ogólną, przyjdź po południu około 15 – mówi na odchodnym.
- Czyli o  14:30 – prostuję.
- Szybko się uczysz – obdarza mnie uśmiechem – Nie tolerujemy tu spóźnień – mówi i zamyka drzwi.
         Przez rozmowę z nim nie zauważam chłopaka stojącego w drzwiach garderoby. Ma brązowe włosy zaczesane do góry i w tył oraz lekki zarost. Jest  przystojny, przynajmniej nie wygląda jak te czarne diabły.
- To był mój wujek – wyjaśnia – Jest reżyserem. A ja jestem Liam.
- Katy – ściskam jego dłoń, a on uśmiecha się do mnie słodko.
- Nowa Angel – patrzy na mnie, a ja przewracam oczami.
 - Daj spokój – wzdycham.
- Są aż tacy wkurzający? – ma na myśli chłopaków z zespołu.
- Nie, nie bardzo. Z pewnym wyjątkiem… - odpowiadam. Chodzi mi oczywiście o Andy’ego; wyczerpuje mnie psychicznie. Opowiadam Liamowi jak znalazłam się na castingu.
- To aż dziwne, że wpadłaś Andy’emu w oko – zastanawia się chłopak – Zwykle prowadza się on z hm.. kompletnym przeciwieństwem ciebie. – lustruje mnie spojrzeniem – Nie interesują go też związki, raczej zabawia się z wieloma dziewczynami. Uważaj na niego – ostrzega mnie.
- To  właśnie chcę zrobić – mruczę, nie musi mi tego mówić.
         Nagle Liam zmienia temat:
- Zrobić ci kawę? Mamy ekspres w biurze – oferuje, a ja chętnie się zgadzam.
- A Ty? Co tutaj robisz? Dorabiasz? – pytam, kiedy Liam krząta się przy ekspresie.
- Pomagam dla wujka i zdobywam doświadczenie w branży – wyjaśnia podając mi filiżankę z gorącym napojem – Pilnuję oświetlenia, sprzątam, ustawiam sprzęt, biegam po kawę… To co robi typowy asystent.
- Zazdroszczę… - odpowiadam.
- Nie zamienię się z tobą pracą – zastrzega śmiejąc się, a ja mu wtóruję myśląc o minie Andy’ego na wieść o nowej ,,Angel”.
- Kuźwa.. – mruczę do siebie gdy spoglądam na telefon. Dochodzi 14:00. Mam pół godziny by dotrzeć na ostatnie zajęcia. To język francuski, a nauczycielka jest naprawdę wymagająca. Nie chcę jej podpadać.
- Muszę jechać do szkoły – wyjaśniam, łapiąc spojrzenie Liama.
         Kiwa głową ze zrozumieniem i wstaje.
- Podwiozę cię – oferuje, a ja prawie podskakuje z radości.
         Sprząta po nas i szuka kluczyków do auta. Polubiłam go. Jest jedyną osobą tutaj która nie traktuje mnie jak ,,towar”.
         Kiedy wychodzimy z biura na korytarz, zatrzymuję się i zagryzam usta.
 - Nie wiesz kiedy oni skończą? – pytam – Wypadałoby żebym poczekała na Annie, moją przyjaciółkę – wyjaśniam, ale Liam kręci głową.
- Nie wiem, niestety. Ale nie powinno to raczej długo…
         Wtem drzwi się otwierają i wychodzą z nich Andy oraz Ash. Zimny wzrok niebieskookiego przesuwa się po mnie i ląduje na Liamie.
- Nie masz jakiegoś pożyteczniejszego zajęcia niż stanie i marnowanie tlenu? – rzuca do niego wokalista. Zauważam, że znów ma w dłoniach papierosa. To już trzeci dzisiaj. Wolę naprawdę nie myśleć w jakim stanie są jego płuca.
- Właśnie wychodzimy – oświadcza Liam sucho.
- Zostajesz – warczy na mnie Andy, kiedy robię krok ku wyjściu. Otwieram szerzej oczy. Słucham?
- Dlaczego? – marszczę brwi.
- Bo ja tak mówię – ucina krótko – a ty spadaj – macha ręką na Liama stojącego w  drzwiach wyjściowych. Brunet patrzy na wokalistę z nieukrywaną złością.
         Ignoruję ich, mam zamiar wyjść teraz tak czy inaczej. Zwracam się do Asha:
- Kończycie zaraz? – pytam.
- Jeszcze trochę zejdzie, a co? – odpowiada mi, podczas gdy Andy i Liam dalej pojedynkują się na spojrzenia. Szatyn jest dużo wyższy, ma chyba 1,9 m więc zdecydowanie góruje nad brunetem.
- Proszę… Powiedz Annie, że musiałam jechać do szkoły na francuski i nie mogłam na nią zaczekać -mówię.   
- W porządku, mała! – puszcza do mnie oczko.
- Nie pojedziesz z nim, ja cię zawiozę – mówi wokalista, przesuwając wzrok na mnie.
- Nie – odpowiadam i idę w kierunki Liama.
- Nie waż się… - zaczyna, marszcząc brwi, ale mu przerywam stojąc już w drzwiach:
- I nie krzyw się tak, bo ci tak zostanie.
         Wychodzę z brunetem, a ze środka słyszę jeszcze podniesione głosy Asha i Andy’ego.
- Kurwa mać, Ashley!
- Dobra jest, nie ma co!
         Szybko idziemy z Liamem do auta.
- Nieźle mu powiedziałaś – śmieje się chłopak.
- Nie będę szanowała ludzi takich jak on. – mówię, pamiętając jak wrednie potraktował Liama i jak rozkazująco zwrócił się do mnie.
         Po 15 minutach zatrzymujemy się pod moją szkołą. Dziękuję Liamowi za podwiezienie i pytam czy będzie jutro na planie.
- Jestem tam codziennie – uśmiecha się – do jutra!
         Żegnam się w dobrym nastroju i wbiegam po stopniach do budynku. Szybko zakładam pozostałą część mundurku w łazience i przygładzam włosy w lustrze póki wszystko nie wygląda perfekcyjnie.
         Francuski upływa tak jak zwykle. Nauczycielka maltretuje i poniża słabszych uczniów, a ci lepsi mają wolne. Wtem znad czasu passe compose wyrywa mnie wibracja mojego telefonu. Normalnie tego nie robię, ale ciekawość popycha mnie by zobaczyć kto do mnie napisał. Ukrywam telefon w fałdach spódnicy pod ławką i odczytuję sms.

~~,,Jutro o 13:30 pod budynkiem”

         13:30? Ustalona była godzina 14:30…

--,,Czemu tak wcześnie?” – pytam.
~~Główna rola wymaga częstszego spędzania razem czasu, Aniele”
-- ,,To znowu Twój kaprys?” – prawie prycham pod nosem.
~~,,Zalecenie” – otrzymuję odpowiedź.

         Odpuszczam. Może faktycznie manager polecił bym była wcześniej? Skupiam się na lekcji i próbuję wyrzucić z głowy Andy’ego i Liama.

***

         Wieczorem rozmawiam z rodzicami. Mówię im, że się dostałam, nie opisując szczegółów. Cieszą się i gratulują mi. Tata chce mnie zabrać do mojej ulubionej kawiarni, ale mama zabrania mi jeść niezdrowych rzeczy. Mówi, że będzie na to czas po nagraniu.
- To niedorzeczne, Helen. Należy jej się jakaś nagroda – mówi.
- Ma się wtoczyć na plan filmowy umazana kremem do ciasta? Przecież to profesjonalne zlecenie, to nie jest teledysk do projektu szkolnego – irytuje się moja matka.
- I dlatego ma do tego czasu żyć jak asceta? – unosi głos ojciec. – Przesadzasz i to bardzo z tą pedantyczną kontrolą wszystkiego!
         Wymykam się z kuchni i idę do swojego pokoju. Nie chcę słuchać ich kłótni. Raz kiedy nie mogłam znieść krzyków, wzięłam popcorn i usiadłam między kłócącymi się rodzicami. Obserwowałam ich i ostentacyjnie żułam przekąskę. Uspokajanie ich nie przyniosło rezultatów, ale to, tak. Natychmiast przestali, złość przemieniła się w rozbawienie i zawstydzenie. 
         Dziś nie chce mi się kombinować, więc bunkruję się w pokoju. Wzdycham patrząc na stertę notatek, książek i zeszytów. Przygotowuję się na jutrzejsze lekcje i planuję rozpiskę na kolejne dni. Książki układam priorytetowo, na wierzchu jest ta z którego przedmiotu mam najbliższy test.
         Idę spać w miarę wcześnie, a rankiem dopakowuję pozostałe rzeczy do torby szkolnej, jem śniadanie i wychodzę szybko na autobus. W rodzinie tylko mój tata ma auto, lecz wyjeżdża wcześnie rano do pracy i nie może na mnie czekać. W wakacje pomyślę nad skończeniem kursu na prawo jazdy i kupnem własnego samochodu. Teraz mam wokół siebie wystarczająco dużo stresu.
         Lekcje mijają mi dość szybko, a podczas przerwy obiadowej idę do księdza dyrektora żeby zapytać się o zwolnienie z zajęć na resztę dnia.
- To taki projekt, jutro przyniosę usprawiedliwienie od organizatora – obiecuję.
         Dyrektor wzdycha i patrzy na mnie surowo znad okularów.
- Nie tolerujemy opuszczania lekcji na rzecz jakichś wystąpień w teledyskach  mało znanych zespołów – mówi.
- To nie będzie trwało długo. Myślę, że 2 lub 3 dni… - odpowiadam.
- No dobrze – mówi po dłuższym milczeniu – Tylko godnie reprezentuj naszą szkołę! – woła, bo momentalnie zrywam się z miejsca z promiennym  uśmiechem.
- A, jeszcze jedno, Katy… - dodaje, a ja odwracam się ku niemu z ręką na klamce drzwi. – Daj czadu – uśmiecha się.
         Chichoczę na słowa księdza i opuszczam gabinet. W podskokach  idę na autobus i jadę do centrum. W studiu przebiorę się z mundurka w normalne ciuchy. W końcu i tak będę przed czasem.
         Przeglądam się w szybie księgarni, sprawdzam czy wszystko jest w porządku i  podchodzę pod budynek. Dostrzegam pod nim dwie sylwetki. Ashley i.. Andy? Mrużę oczy. Tak, kto inny kopciłby gorzej niż lokomotywa parowa?
         Ash zauważa mnie i trąca towarzysza. Prostuję się i unoszę dumnie głowę. Niech tylko znowu spróbuje być tak niemiły jak wczoraj!
         Kiedy dochodzę do drzwi wejściowych przy których stoją, kiwam im głową na przywitanie.
- Cześć, mała! – woła Ashley. Posyłam mu uśmiech. Pomimo wyglądu którego nie toleruję, jest całkiem miły.
- Dokąd to się wybierasz? – głos Andy’ego zatrzymuje mnie w miejscu.
- Do studia, pracę traktuję profesjonalnie – oznajmiam najzimniej jak się da.
         Andy strzepuje popiół z papierosa i podchodzi do mnie z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
- Umawialiśmy się POD budynkiem. Na zewnątrz, Aniele.
- My? – unoszę brwi, cofając się.
- Ash, zostaw nas – chłopak kiwa głową do przyjaciela, na co on kiwa głową z dziwnym uśmieszkiem i wchodzi do środka. Chcę zawołać by został z nami, nie chcę być sama tylko w towarzystwie Andy’ego.
         Wokalista dokańcza papierosa i wypuszcza ostatni dym z ust patrząc na mnie. Macham ręką by rozgonić trujący gaz. To już drugi raz.
- Chodź – wyciąga do mnie rękę.
- Słucham? Nigdzie z tobą nie idę – zakładam ręce na piersi. Albo zachowuje się jak jakiś zboczeniec, albo jest po prostu wredny. Co jest z nim nie tak? O wyglądzie już nie wspominam.
- Zabiorę cię i tak, i tak. Wiem, że w końcu ulegniesz – przekrzywia głowę.
- Niby gdzie? – pytam ostrożnie, unosząc jedną brew.
- Z dala od studia. Na lunch. – odpowiada, opierając się bokiem o ścianę.
- Ale kazano mi przyjść tu wcześniej, mówiłeś że to zalecenie. Myślałam, że manager…
- Kłamałem – przewraca oczami Andy. – A teraz umieram z głodu. Ostrzegam, że głodny jestem jeszcze bardziej „niemiły”, jak to ujmujesz.. – unosi brew uśmiechając się kpiąco.
- Nie rozumiem, najpierw gapisz się na mnie jak jakiś zboczeniec, wchodzisz bezceremonialnie do garderoby i patrzysz jak się przebieram, potem jesteś okropnie wredny, a teraz zapraszasz mnie na lunch. Jaki ty masz problem? – mówię mierząc go wściekłym spojrzeniem.
- Ostudź trochę ten ogień, Aniołku. Można go inaczej spożytkować – milknie, a na usta wpełza mu kołtuński uśmieszek – Po prostu zakopmy topór wojenny, dobra? – dopowiada po chwili.
         Waham się. Mamy razem pracować, więc jakiekolwiek spięcia i konflikty nie są wskazane. Postanawiam dać mu malutką szansę. Może chce postawić lunch na przeprosiny za to jak się zachował? Ash coś wspominał, że mają teraz dużo pracy i stresu w związku z teledyskiem, ustalaniem nowej trasy koncertowej... Poza tym – naprawdę jestem głodna.
- Dobra, ale tylko lunch – oznajmiam, a on uśmiecha się szeroko i łapie mnie za rękę. Wyrywam się lekko, ale on nie puszcza mnie dopóki nie dochodzimy do jego samochodu na parkingu.
- Wiesz, że dobrze by było gdybyś się przebrała? – sugeruje, patrząc na mój strój z uniesioną jedną brwią, a ja spoglądam w dół na swój strój szkolny.
- Hm, zaraz wracam, przebiorę się w łazience – mruczę i chcę już odejść, ale on chwyta mnie za przedramię. Ma naprawdę długie i szczupłe palce.
- Przebierz się w moim samochodzie. – mówi. Otwieram szerzej oczy, a on  uśmiecha się szatańsko – Nie będę tym razem patrzył. Odejdę kawałek.
         Wolno kiwam głową, patrząc na niego podejrzliwie. Jakbym odmówiła i poszła się przebrać do łazienki to pewnie bym stchórzyła i już do niego nie wyszła.
         Andy otwiera auto i tylne drzwi.
- Proszę bardzo, madame – uśmiecha się drwiąco. Zaraz zmienię zdanie..        Chłopak jednak posłusznie odchodzi kawałek i wyjmuje telefon. Szybko się przebieram, wciąż mając na niego oko. Nie spojrzał w stronę samochodu ani razu. Dziwne… Z tego co już zdążyłam się o nim dowiedzieć to do niego nie podobne… Chryste, czy ja właśnie żałowałam, że on nie patrzył w moim kierunku kiedy zmieniałam cichy? Zaciskam zęby i oddycham głęboko na otrzeźwienie. Kiedy kończę, uchylam drzwi i delikatnie wysuwam się na zewnątrz.
- Uhm.. – chrząkam, obciągając rękawy swetra – Andy? – wołam go niepewnie.
         Chłopak drgnął i odwraca się na mój głos. Przygryza kolczyk w ustach i podchodzi do samochodu. Zajmujemy miejsca, a Andy wyjeżdża z parkingu. Nagle dzwoni telefon. Chłopak mruczy coś pod nosem, ale odbiera.
- Co znowu? – burczy.
         Wysłuchuje kogoś przez chwile, a zaraz po tym śmieje się cicho.
- Możecie nasz szukać. Przyjdziemy jak skończymy – mówi nonszalancko.
         Ktoś chyba wydarł się na niego po drugiej linii.
- Ostrożnie, bo ci żyłka pęknie. Przywiozę ją w nienaruszonym stanie, kto jak kto ale ja o to zadbam.
         Rozłącza się a ja pytam:
- Kto to?
         Milczenie.
- Więc… czego chciał? O co pytali? – zaczynam się denerwować. Ten lunch to był zły pomysł. Powinniśmy się trzymać planu i być w studiu.
- Zawsze zadajesz tyle pytań? – mruczy.
- Tylko jeśli potrzeba – ucinam krótko.
- Pewnie, panna muszę-wiedzieć-wszystko musi być poinformowana o każdym szczególe – przewraca oczami.
- Dokąd jedziemy? – śledzę wzrokiem mijany krajobraz za oknem. Mijamy przedmieścia Filadelfii.
- Daleko.
- Zawsze jesteś taki niemiły?
- Tak.
         Wzdycham z irytacją.  Co za dupek, to będzie długie popołudnie… 

niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 3 ,,Wolves"

   


      Budzę się wcześnie rano tuż przed budzikiem. Przeciągam się i otwieram okno, by wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Ogarniam się nieco w łazience, a potem rozkładam matę do jogi. Ze względu na casting nie idę na poranne zajęcia. Zaczynają się dziś o 11, a pod studiem muszę być o 11:30.
         Kiedy kończę poranny rytuał ćwiczeń, schodzę na dół i przygotowuję w kuchni owocowe smoothie na śniadanie. Wypełniając wszystkie poranne przyzwyczajenia, dzwonię do Ann by ustalić szczegóły dzisiejszej jazdy.
- Kurna kobieto, przecież jeszcze jest noc. – jęczy zaspana w telefon Annie.
- Jest 10 – zauważam – bądź u mnie o 11. Kiedy dojedziemy na miejsce będzie 11:30. Chcę być przed czasem, muszę mieć pewność, że się nie spóźnimy.
- Zapomniałam jakiego świra masz na punkcie bycia odpowiedzialną – mogę sobie wyobrazić jak przewraca oczami. – Zaraz będę – mówi i się rozłącza.
         Czekając na Ann, sprzątam swój pokój, który jak zwykle jest czysty i uporządkowany. Ubieram się w białą koszulę i spódnicę w kratę od mundurku. Co jak co, ale zamierzam wrócić przynajmniej na ostatnią lekcję. Krawat i marynarkę starannie składam i wkładam do torby. Postanawiam, że rajstopy włożę już w szkole, jest na nie dziś zbyt ciepło, mimo jesieni. Spódnica sięga prawie kolan, zakrywa więc wszystko co powinna. Nie maluję się, przejeżdżam tylko bezbarwnym pudrem po twarzy. Rozczesuję swoje złote blond włosy i decyduję się zostawić je rozpuszczone.
         Patrząc na siebie w lustrze zauważam, że mam wielkiego siniaka na prawej nodze po wczorajszym treningu. W takim stanie zastaje mnie Annie.
- Gotowa? – pyta, wydmuchując balon z gumy do żucia.
- Nie wiem czy założyć rajstopy. To nie będzie stosowne jeśli pokażę się tam z obitymi nogami.. – zaciskam usta.
- Daj spokój, to ludzka rzecz, idziemy – ciągnie mnie na dół – To, że masz kolorowe nogi nie oznacza od razu, że jesteś ofiarą przemocy domowej.
         Kiwam głową, przyznając jej rację. Mimo to źle się czuję, że producenci zobaczą mnie w takim stanie. Dobrze, że nie ma w domu mojej mamy. Kazałaby mi to od razu zakryć oraz uczesać włosy, by odsłonić twarz. Zawsze pilnowała bym miała idealną fryzurę, paznokcie i skórę oraz wyprasowane, nie pogniecione ubrania i pedantyczny porządek wokół siebie. W większości przypadków przyznawałam jej rację – trzeba prezentować się jak najlepiej.
         Łapię z Ann autobus do centrum i po 15 minutach jesteśmy na miejscu. Wstępujemy po kawę dla Annie, bo zawodzi i jęczy, że wygląda jak zombie i bez niej nie pokaże się chłopakom na oczy. Chwilę zajmuje nam znalezienie budynku studio, lecz pod prawidłowymi drzwiami stajemy około 11:30, tak jak zaplanowałam.
         Po wejściu do środka, pytamy w recepcji gdzie mamy się kierować, a po kilku instrukcjach dochodzimy do właściwej części budynku. Tam wręczają nam kwestionariusze, które szybko wypełniamy i oddajemy elegancko ubranej kobiecie.
         Na korytarzu siedzi mnóstwo osób, większość jest ubrana na czarno z rozczochranymi ciemnymi włosami jak u Ann, a część przypomina modelki. Te wodzą znudzonym wzrokiem po ludziach i rozmawiają między sobą z telefonami w rękach.
         Po kilku minutach drzwi się otwierają, a jakiś facet mówi:
- Dziewczyny, zapraszam.
         Te przypominające modelki wstają i powiewając długimi włosami znikają za drzwiami. Facet kiwa na mnie palcem, a ja również natychmiast się podnoszę z miejsca i wygładzam spódniczkę.
- Tylko kandydatki do roli Angel – zastrzega mierząc wzrokiem Annie, która również wstaje z krzesła.
- W porządku, ona jest tylko osobą towarzyszącą, nie kandyduje…  - mówię pospiesznie.
         Facet wzdycha i nas przepuszcza, a ja oddycham z ulgą.
         Wchodzimy do jakiegoś przedpokoju. Dziewczyny już się pousadzały na krzesłach, a my stoimy na środku pomieszczenia jak dwie sieroty boskie.
         Wtem ktoś zaklął.
- Kurwa Ashley, nie, nie możesz POCIESZYĆ pozostałych.
- Ale dlaczego? Będzie im taaaak przykro…
- Zostaw go, niech sobie robi co chce, ja wychodzę.
         Drzwi po prawej stronie nagle się szeroko otwierają, tak, że prawie nimi obrywam, ale w ostatniej chwili odskakuję. Słyszę kolejne przekleństwa.
- Cholera jasna.
         Unoszę wzrok i widzę Andy’ego mierzącego mnie spojrzeniem. Na jego usta wkrada się uśmieszek. Nie ma już kaptura na głowie, mogę więc zobaczyć jego długie nastroszone czarne włosy. Dostrzegam, że w dłoni trzyma zapalonego papierosa. Powstrzymuję się od komentarza, tylko lekko wykrzywiam usta.
- Widzę, że jesteś zdecydowana, Aniele skoro przyszłaś przed czasem. – mówi. Dopiero później dowiedziałam się, że zwykle zaczynają przed czasem i w ten sposób naturalnie wykreślają osoby, które się spóźniają. Te co przyszły wcześniej liczą się dla nich bardziej, bo wiedzą wtedy, że im zależy.
         Andy unosi papierosa do ust i mocno się zaciąga. Wtedy drugi chłopak pojawia się przy drzwiach i opiera o framugę. Ma czarne włosy i lekko Azjatyckie lub Indiańskie rysy twarzy.
- To ta twoja? – pyta, przesuwając po mnie wzrokiem.
- Moja – potwierdza Andy – Więc łapy precz, Ashley.
- Niczyja – wydostaje się z moich ust. Ich rozmowa zaczyna mnie irytować.
- Za niedługo formalnie nasza – odpowiada Ashley, na co niebieskooki go szturcha z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i wypycha za ścianę.
- Kto cię pobił? – wypuszcza dym z płuc i dłonią z papierosem wskazuje na moje nogi. Na mojej twarzy pojawia się grymas, gdy rozganiam chmurę trującego gazu. Andy uśmiecha się krzywo na moją reakcję.
- Nikt, to pamiątka z karate – powstrzymuję się od kaszlu, bo małe pomieszczenie jest już nieźle zadymione.
         Zza ściany wyłania się głowa Asha.
- I umie się bronić, Andy uważaj – śmieje się i z powrotem znika w garderobie.
         Andy wzrusza ramionami i podchodzi do stolika przy którym siedzą dziewczyny. Gasi papierosa w ich popielniczce, obejmuje dwie z nich i coś do nich mówi, na co chichoczą jak idiotki. Odwracam się ku Annie, ale nigdzie jej nie widzę. Dociera do mnie jej głos z garderoby – w najlepsze zaprzyjaźnia się z resztą ekipy. No tak, są ulepieni z tej samej gliny, tylko ja tu nie pasuję. Chcę już gdzieś usiąść, a najlepiej wyjść stąd.
         Nagle pojawia się obok mnie jakiś czarnowłosy chłopak.
- Jesteś Katy, prawda? – pyta, a ja potwierdzam – Andy opowiadał nam o tobie. Widzę teraz, że to przesłuchanie to będzie dla ciebie tylko formalność. – puszcza mi oczko i odchodzi.
         Słucham? Jeszcze nawet mnie nie sprawdzili, a już mówią, że ,,mam” te rolę? Denerwuję się nieco. Uspokajam dopiero, gdy widzę z powrotem moją przyjaciółkę.
         Ashley wychodzi z garderoby i mówi głośno:
- Zaraz zaczynamy, będziecie wchodzić pojedynczo do pokoju po lewej, a my ocenimy czy się nadajecie. Ustalcie kolejność.
         Już chcę usiąść na najbliższym krześle, ale Andy chwyta mnie za przedramię. Długie palce zaciskają się na mojej mlecznobiałej skórze. Szarpię się, bo nie chcę żeby mnie dotykał.
- Ty idziesz  na końcu, Aniele – mówi cicho, puszcza mnie i znika za drzwiami pokoju przesłuchań z resztą ekipy.   
         Marszczę brwi, ale ustawiam się za jakąś tlenioną blondynką. Parę dziewczyn zerka na mnie i ewidentnie się z czegoś śmieją. Posyłam im karcące spojrzenie. Zaczynają mnie denerwować. A mogłam siedzieć na literaturze i słuchać Pana M.
- Przespałaś się z nim, że masz już rolę w kieszeni? – pyta jedna.
- Co? Nie! – protestuję przerażona. Sama myśl o tym sprawia, że żołądek związuje mi się w supeł.
- Może nie z nim tylko z NIMI – prostuje brunetka. Cała grupka patrzy na mnie jak na karalucha. Nie uwierzą mi, gdy zaprzeczę. Wzdycham z rezygnacją, mam ochotę stąd wyjść i zapomnieć, że w ogóle tutaj przyszłam. Ich słowa bolą.
         Wtedy odzywa się Annie:
- A co? Zazdrościsz? Sama byś chciała się z nimi przespać, a oni, biedactwo, nie chcieli z tobą?
- Stul pysk zdziro… - syczy blondynka.
- Bo co? Twoja wytapetowana morda mnie do tego zmusi? – prycha Ann i patrzy na nią z wyższością. Czasem chciałabym mieć tak cięty język jak ona.
         Dziewczyna wydaje z siebie pełen wściekłości pisk i już chce się rzucić na  moją przyjaciółkę, gdy drzwi do pokoju przesłuchań otwierają się i staje w nich chłopak z bandaną na czole i dłuższymi prostymi włosami. To chyba jest Christian, ich perkusista.
         Chłopak unosi brwi, patrząc z rozbawieniem na miotające złością oczy obu dziewczyn.
- Nieźle – rzuca do mojej przyjaciółki, puszczając jej oczko – A tobie już dziękujemy. Szukamy Anioła, a nie Diabła.
         Blondyna wydaje z siebie pełen irytacji pisk i wychodzi ze studia trzaskając drzwiami.
- Następna – komunikuje CC, a z krzesła podnosi się wysoka brunetka. Perkusista przepuszcza ją w drzwiach i posyła mi krótkie spojrzenie. Mam wrażenie jakby mnie oceniał. Czuję się naprawdę dziwnie.
         Po kilku osobach w końcu nadchodzi moja kolej. Widziałam jak dziewczyny wychodziły stamtąd trzaskając drzwiami, z płaczem, ze złością…Tylko jedna wyszła zadowolona i usiadła obok drzwi. Ma falowane blond włosy i tatuaże na ciele. Czy kandydatki do tej roli nie powinny być… nie wymalowane? Może jednak zmienili zdanie w stosunku do mnie? Może znaleźli kogoś lepszego i jest nią ta dziewczyna?
         Biorę głęboki wdech, powtarzam sobie, że to tylko przesłuchanie. To tak jak egzamin lub recital z pianina, dam radę. Otwieram drzwi i wchodzę do pokoju, gdzie czeka na mnie ostrzał spojrzeń pięciu członków zespołu.
- Oto i ona! Nasza nowa Angel – słyszę na wejściu.   
         Mrugam zaskoczona. Czuję szok i… ulgę? Karcę siebie za to, że cieszę się, że nie zmienili zdania w stosunku do mnie.
- Katherine Ross, zgadza się? – przerzuca papiery.. Jake? Imiona wyparowały mi z głowy.
         Potwierdzam, a oni zaczynają na mnie patrzeć jak archeolog na obiekt w muzeum.
- Typowa dziewczyna z katolickiej szkoły – ocenia Ashley, przerywając ciszę.
- Mówiłem wam. Jest taka… niewinna. Jak aniołek – odzywa się Andy.
- Kierowałeś się kryteriami do teledysku czy własnymi potrzebami, Andy? – pyta CC, śmiejąc się cicho, na co wokalista uśmiecha się łobuzersko.
- Przejdź do garderoby i przymierz czarną sukienkę, zobaczymy czy rzeczywiście będzie perfect – mówi Jake, przerywając im.
         Rozglądam się, niepewna gdzie iść.
- Zaprowadzę Cię – Ashley wstaje.
         Zostawiam torbę na krześle przy drzwiach i idę za chłopakiem za parawan na koniec sali. Tam czeka charakteryzatorka, a ja oddycham z ulgą, bo bałam się, że będę tu z nim sama. Mówię stylistce jaki noszę rozmiar, a ona szuka na wieszaku odpowiedniej sukni.
- Ash, wyjdź – pogania go, kiedy wręcza mi czarną tkaninę z koronkowymi wstawkami.
- Mogę się odwrócić – szczerzy się chłopak zakładając ręce na piersi.
- Nie, nie możesz, dobrze wiem, że i tak byś patrzył – ruga go stylistka i wygania za parawan, a ja  śmieję z tego jak zawiedzioną ma minę.
- Hm.. bieliznę też musisz zmienić, a przynajmniej stanik. Biały może prześwitywać. – mówi charakteryzatorka. Każe zakryć się sukienką  i znika na zapleczu, szukając odpowiednich rzeczy by skompletować mi strój.
         Wtem zza parawanu wygląda czyjaś czarna postać, a ja rozpoznaję  Andy’ego. Z zaskoczenia piszczę cicho, momentalnie się rumieniąc. Na twarzy chłopaka formuje się kołtuński uśmieszek.
- Co tu robisz? – mój głos jest dużo cieńszy niż normalnie. Zerkam w dół czy kawałek materiału szczelnie zakrywa moje ciało.
- Długo ci to zajmowało, chciałem sprawdzić ile jeszcze. Niecierpliwiłem się. – wzrusza ramionami, wciąż mając na twarzy swój firmowy uśmieszek. 
- N-no dobra, a m-mógłbyś wyjść? – pytam zawstydzona. On zaś wydaje się w ogóle nie być speszony. Widać w ich świecie nie ma miejsca na wstyd.
- Nie – odpowiada i zaczyna iść w moją stronę.
         Otwieram szerzej oczy, patrząc na niego przerażona i cofam się póki nie uderzam plecami w jakąś szafkę. Przełykam ślinę i odwracam głowę, ledwo na niego patrząc, gdy się nade mną pochyla. Zaciskam dłonie na materiale sukienki jakby to miało mi pomóc się obronić. On zaś tylko uśmiecha się krzywo i sięga po zapalniczkę leżącą z tyłu za mną na szafce.
- Jesteś taka niewinna jak myślałem. – mówi zapalając papierosa i odchylając się nieco – Dobrze, że cię wybrałem, Angel.
         Serce bije mi jak oszalałe, mimo że chłopak już się odsunął. Patrzę jak zahipnotyzowana, kiedy wypuszcza dym z płuc i mimowolnie przygryzam wargę, strapiona tym co się dzieje. Wokalista czując na sobie mój wzrok uśmiecha się nonszalancko i wydmuchuje dym wprost na mnie. Pośród kłębów gazu, słyszę jak mówi bym się pospieszyła.

         Oprócz zawstydzenia, narasta we mnie też złość. 

środa, 29 czerwca 2016

Rozdział 2 ,,If I could fly"

         Przez całe popołudnie myślę o castingu. Jestem na siebie zła, że coraz bardziej się przekonuję do tego pomysłu. Mięknę również na wspomnienie niespotykanych,  niebieskich oczu chłopaka…
- Katy? Co jest? 50 pompek na rozruszanie! – nakazuje sensei, podchodząc do mnie. Ruszam się dziś na treningu karate jak worek kartofli.
- Osu! – odpowiadam z westchnieniem i ląduję na macie. Z zaciśniętą szczęką wykonuję posłusznie polecenie. Przeklinam całą tę sytuację z dzisiejszego popołudnia.
- Zakładamy sprzęt! – pada kolejna komenda. A więc walki. I dobrze, może wytrącą mi z głowy te głupoty.  
         Biegnę do szatni i korzystając z wolnej chwili upijam łyk wody i sprawdzam telefon. Marszczę czoło.

~~,,Podjęłaś już decyzję, Aniele?”
--,,Kim jesteś?” – odpisuję.
~~,,Ojj, nie domyślasz się? Twój niebieskooki prześladowca.” – przychodzi po chwili odpowiedź, a ja zagryzam usta. Niedługo po niej pojawia się kolejna wiadomość:
~~,,Więc?”
--,,Nie, nie podjęłam decyzji”
~~,,Masz czas do jutra”
--,,A co jeśli nie zdążę powiedzieć ‘tak’?”
~~,,Przekonam Cię. Wierz mi, że mam sposoby byś wręcz WYKRZYCZAŁA co tylko zechcę.”
         Odrzucam telefon od siebie cała czerwona na twarzy. Jak on…? Uhhh…
         Nie odpisując mu, zakładam szybko ochraniacze i wchodzę na salę.
         ,,WYKRZYCZAŁA co tylko zechcę.”
         Zaciskam zęby, wciąż czerwona na twarzy. Nie mam wątpliwości co tego co on miał na myśli. Zbyt pewny siebie dupek.
         Mając w pamięci jego słowa, dostaję niezłego powera. Moja partnerka treningowa  cofa się i ledwo co robi uniki. W końcu przedzwaniam jej w piszczel z taką siłą, że prawie kuli się z bólu.
- Stop, muszę usiąść – jęczy skrzywiona – Co w ciebie dziś wstąpiło? Opętał cię jakiś szatan?
 - Nawet nie wiesz jak bardzo masz rację… - mruczę, kiedy w końcu siada.
- Co się dzieje dziewczyny? – pyta sensei, podchodząc do nas.
- Prawie złamała mi nogę, ma za mocnego kopa – żartuje Ellie, moja koleżanka.
- Dobrze, Katy, dobrze! Może powinnaś przed każdą walką robić 50 pompek na rozgrzewkę? – śmieje się sensei. To nie przez pompki, to przez czyjeś napompowane ego. Trener po chwili odprowadza Ellie do szatni by spryskać jej nogę ciekłym azotem. Krioterapia jest zbawieniem, sama chętnie bym jej użyła, lecz obawiam się, że na przywrócenie zdrowego rozsądku nie pomoże…Nigdy nie zachowywałam się tak agresywnie, co On mi zrobił?
***

         Rano następnego dnia na mailu znajduję szczegóły dotyczące  castingu. Zgodnie z informacją jest jutro około południa w jednej z sal studia w centrum miasta. Starannie zapisuję adres na karteczce wyjętej z pliku na moim biurku. Nie ma określonych żadnych kryteriów, więc oddycham z ulgą.
Myślałam, że każą mi się wymalować czarną farbą bym wyglądała jak jakiś kocmołuch.
         Waham się czy powiedzieć o tym rodzicom. Nie zatajałam nigdy nic przed nimi i źle bym się czuła gdybym im nie powiedziała. Moja mama jednakże chyba by zemdlała gdyby dowiedziała się dla jakiego zespołu zamierzam pracować. Mimo wszystko decyduję się im powiedzieć przy śniadaniu.
- Hej mamo, hej tato.. – witam się, kiedy wchodzę do kuchni. Ojciec czyta gazetę przy stole, a matka kroi warzywa na sałatkę przy blacie szafki.
- Witaj córeczko, jak szkoła? – pyta mama.
- Jak karate? – prostuje ojciec uśmiechając się i odkładając na bok czasopismo.
- W porządku – mruczę – Mam wam coś do powiedzenia.. – oznajmiam i siadam naprzeciwko taty – Dostałam propozycję wystąpienia w pewnym teledysku.
- Jak to? Od kogo? – tata marszczy brwi.
- Członek zespołu wypatrzył mnie w kawiarni i dał numer kontaktowy, dziś przesłano mi szczegóły dotyczące castingu, mówili coś o roli Anioła.. – kończę.
- Anioła? – uśmiecha się mama – To na pewno nie będzie zły teledysk, sądzę że możesz pójść.
- No dobrze, ale może trochę szczegółów: co byś tam robiła? Jaki jest to zespół? Znam go? – pyta tata. Jest znawcą starych metalowych i rockowych zespołów, lubi klasykę. Nie wiem do czego mogłabym mu porównać BVB.
- Mam zapisaną nazwę gdzieś na górze, nie znajdę jej raczej szybko… - wykręcam się od mówienia – Nie wiem co bym tam robiła, ustalimy to pewnie później z reżyserem.
- Kiedy jest casting? – pyta dalej mój tata.
- Jutro o 11:30 – odpowiadam.
- A co ze szkołą? – mama wydaje się być nagle niezadowolona.
- Pogadam z dyrektorem, jestem pewna, że mi to usprawiedliwi – wyjaśniam.  
- No dobrze – wzdycha mój ojciec – Podwieźć cię? – pyta jeszcze.
- Nie, dzięki, umówiłam się już z Annie – uśmiecham się.
- W porządku, idź. Tylko oby nie był to zespół pokroju KISS. – zastrzega, a ja się śmieję, mimo że nawet  nie znam KISS.
         Idąc do szkoły googluję tę nazwę. Nie mogę czegoś nie wiedzieć, jeśli czegoś nie wiem zawsze od razu to sprawdzam. Widząc zdjęcia wyszukanego zespołu czuję lód w żyłach. Jeśli miałabym kogokolwiek porównać do Black veil Brides to właśnie ich. Nie będę informować rodziców o tym teledysku. Wymyślę, że jest dla innego zespołu, podejmuję decyzję. Czuję się jednak okropnie, że będę musiała ich okłamywać. Lecz kiedy powiedziałabym prawdę dostałabym szlaban i oczywiście nie mogłabym iść na casting. A chciałam. Trochę mnie intrygowali. I sami chłopcy, i… wolność, życie gwiazd.
         Po południu przychodzi do mnie Annie żebym, jak to ujęła, nie wyszła na kompletnego żółtodzioba gdy już poznam ludzi z zespołu. Opowiada mi o poszczególnych członkach i streszcza mi ich całą biografię i upodobania, lecz nie zapamiętuję praktycznie nic z tej paplaniny. W końcu odpala mojego laptopa i włącza jakiś teledysk.
- Patrz i podziwiaj – mówi uradowana i sadza mnie na krześle przy biurku.
         ,,Perfect weapon” – brzmi tytuł.
         Ann chce wyjąć fajki, ale ganię ją wzrokiem.
- Palenia tu nie ma, idź na dwór jak musisz.
- Dobrze już dobrze, Aniołku – przewraca oczami, a mnie mimowolnie przechodzi dreszcz.
         ,,Aniele” -  tak zwraca się do mnie ten niebieskooki chłopak.
         Oglądam początek teledysku, aż nagle w głośnikach rozlega się przeraźliwy ryk. Spodziewałam się czegoś takiego, lecz mimo wszystko podskakuję lekko z zaskoczenia. Skupiam się na ich wizerunku. Oni wszyscy wyglądają jakby coś ich opętało, szczególnie wokalista. Jego oczy błyszczą w podnieceniu, widać w nich iskierki szaleństwa. Ja miałabym wystąpić w takim czymś?
- Nie, ja się nie nadaję… - mamroczę, kiedy video się kończy.
- Daj spokój – przewraca oczami Ann i zasiada na blacie biurka, rozwalając notatki, burząc mój pedantyczny ład i porządek. – Skoro Andy powiedział, że będziesz tam błyszczeć to się nadajesz. Poza tym, to że cię wybrał także o czymś świadczy, prawda?
         Wzdycham i rad nierad przytakuję.
- A tak poza tym jak ci się podobają? – szczerzy się czarnowłosa.
- Głowa mnie boli od nich – mówię po krótkiej chwili i kładę się na łóżku – za dużo… skrzeczenia. I ogólnie trochę creepy.
- Przyzwyczaj się – rzuca we mnie poduszką z fotela. Z roztargnieniem łapię ja i wygładzam – będziesz tego „skrzeczenia”  słuchać teraz dzień w dzień.
- Prawdziwe skrzeczenie jest na niemieckim. Skoro do tego się przyzwyczaiłam to do.. tego czegoś też. – żartuję.
- No i to rozumiem! – Ann wyrzuca w górę pieść – A.. zmieńmy temat. Skoro Andy mnie nie już nie zechce, bo ewidentnie woli ciebie… - prycham, na jej słowa, lecz ona mówi dalej – to biorę Asha.
- Kogo? – pytam zbita z tropu. Wciąż nie mam dużego pojęcia o zespole. Dla mnie wszyscy są tacy sami.
         Ann jedynie wzdycha teatralnie i zaczyna mnie uczyć ich imion, żebym nie wyszła tam na totalną idiotkę.
         Walczę ze sobą czy pokazać jej te sms-y z wczoraj. Nie mamy przed sobą tajemnic, poza tym wciąż działają na mnie frustrująco, mimo że wczoraj wyładowałam się na treningu.
- Spójrz na to co napisał mi ten twój Andy – podsuwam przyjaciółce telefon pod nos, przerywając jej monolog.
         Czyta, a po chwili gwiżdże z aprobatą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo ci zazdroszczę.. Ten ostatni sms od niego… Mmmm – zrobiła rozmarzoną minę – Czemu dalej nie ciągnęłaś rozmowy?
- Bo to niewyżyty dupek – odpowiadam i chowam telefon – Mam nadzieję, że w pracy będzie zachowywał się profesjonalnie.
         Ann parska śmiechem.
- Mogę iść tam jutro z tobą? Chcę to zobaczyć!
- Pewnie! Przyda mi się wsparcie – mówię z ulgą, bo naprawdę nie chcę tam iść sama – Ale.. bez żadnych sztuczek.
- Tak jest! –salutuje przyjaciółka.

***
         Późnym wieczorem decyduję się poinformować o decyzji, najbardziej zainteresowaną tym osobę.
--,,Mam odpowiedź”
~~,,Słucham, Aniele” – odpisuje Andy.
--,,Zgadzam się” – wysyłam lekko drżącą dłonią. Nie mam pojęcia na co się godzę, ale coś mi podpowiada, że nie będę żałować.

~~,,Grzeczna dziewczynka, do zobaczenia jutro”

____________________________________

*Osu! - uniwersalne słowo używane w karate, używa się go na przywitanie i pożegnanie, oznacza ,,tak zrozumiałam", proszę, dziękuję, przepraszam itd.